Free

Korale Maciejowej

Text
Mark as finished
Font:Smaller АаLarger Aa

Florek otworzył usta, lecz pociągnięty silną ręką żony, nagle na kuferku przysiadł.

– Siadaj tu… – syknęła pyskaczka. – Broń, co swoje, i obcym dobra nie oddawaj. Żeby nie ja, byłbyś już czorta smażonego, nie korale matki widział! Ta ci choroba do kuferka złodziejską łapę ściągała, inom49 wieko sobą przytłukła. Siedź!… Nie ruchaj się50! Słyszysz!…

Szczepańska na krawędzi łóżka przysiadła.

– To siedźcie, ino ja się nie ruszę i sieroty tej oto małoletniej ukrzywdzić tyż nie dam. Siedzieć i ja będę, aż sąd na miejsce zjedzie i on rozsądzi.

Florkowa śmiać się zgryźliwie zaczęła.

– Sąd da temu recht51, kto jest mocniejszy w ilość. Nas jest dwoje… ja i mój – a Józiek sam!

Szczepańska podskoczyła jak piłka, ściągając z trupa lekką kołdrę i odsłaniając nagie, spiczaste kolana nieboszczki.

– Widzicie ją? jak wykalkulowała! A ja to co? Ja za Jóźkiem to też dwoje!

Pyskaczka ramionami wzruszyła.

– Ejże? A jakie to prawo? Na siostry nic w przepisach nie ma. Nijakiej ulgi. Ino ślubne moc mają i pokrewieństwo z nieboszczykami. Nas dwoje… to i nasza moc!

Florek tymczasem chmurnie przed siebie spoglądał. Ponury był zawsze, małomówny i na grosze chciwy.

Znać było po nim, że choć nie mówi nic, ale siłę żelazną ma i nikomu z drogi nie ustąpi.

Józiek w nosie dłubał, znudzony trochę całą tą sprawą. Przez otwarte drzwi widać było dziedziniec brudny, ponury, po którym pływały jakieś żółte ciecze, spadające z szumem w otwartą kratkę kanału. Na dziedzińcu Maciek, obojętny na pozór, świeżą miotłę obcinał i kij do niej przypasowywał, opierając się silnie o belki podtrzymujące pierwszopiętrowy ganek. Stojący obok niego cebrzyk52 z wapnem bielił się nagle jak surowa, otwarta jama w tej wąskiej ciemnicy, z której płynęła woń zgnilizny piwnicznej i świeżo rozrobionego ługu53.

Maciek od czasu do czasu ukośne spojrzenie w głąb izdebki rzucał i lekki uśmiech twarz jego zmęczoną wykrzywiał.

––

Siedzieli tak we troje na wieku kuferka przeszło dwie godziny, nie myśląc nawet o zajęciu się pogrzebem ani o złożeniu trupa do trumny. Szczepańska zdawała się ciągle pracować myślą, w jaki sposób pobić argumenta54 pyskaczki. Józiek, oparłszy się o ścianę, drzemał, wsadziwszy ręce w kieszenie od spodni. Florek głowę w dłonie ukrył i wciąż w ziemię patrzył. Pyskaczka tryumfowała, zaciskając usta i mrużąc oczy. Trup tymczasem na łóżku drętwiał coraz bardziej, świecąc nagością wychudłych członków strawionej miłosną żądzą kobiety. W izbie jednak wszyscy zdawali się zapominać o jej obecności, pochłonięci jedynie myślą o znajdujących się w kufrze koralach. Jak winne jagody z Obiecanej Ziemi, tak w tej smrodliwej ciemnicy zdawały się tańczyć i rosnąć do potwornych rozmiarów te purpurowe kule. Ludzie nie mogli nawet obliczyć już ich wartości. Maćkowa cały swój majątek w nie włożyła… Kilkaset papierków, może i więcej.

Nagle Szczepańska porwała się z łóżka i pędem wybiegła na dziedziniec, do Maćka przypadła i o coś go prosić a molestować poczęła. On ramionami wzruszał i głową kręcił.

Pyskaczka ciekawie wyglądać zaczęła.

– Co ona tam świdruje? – wyrzekła wreszcie. – Może tego projdyświta55 chce tu wtrynić? Niech spróbuje… tak go zmaluję, że gnatów nie policzy…

– Siedź cicho – ozwał się wreszcie Florek – ozór trzymaj za zębami, ja tu mężczyzna i wiem, co się patrzy!

Lecz już Szczepańska wracała tryumfująca i rozpromieniona. Milcząc, z zaciętymi ustami przeszła koło kuferka. Niosła jednak głowę wysoko i gdy znów na łóżku usiadła, małe jej oczki świeciły się w ciemnym kącie jak kocie źrenice.

Z podwórka zniknął Maciek, ustawiwszy w kącie miotłę, która białą prostą linią nowego drąga znaczyła się wśród cienia.

Od czasu do czasu przemknęła przez dziedziniec postać sługi, ciekawej zobaczyć trupa Maćkowej, lecz na wpół przymknięte drzwi stancji i cisza grobowa panująca wewnątrz onieśmielały najciekawsze.

Na gankach krążyła wieść, że „familia się żre”, i z daleka śledzono postęp tego „żarcia”, obiecując sobie wiele wskutek sławnej gęby Florkowej.

– Samego księdza od Panny Marii przepyskuje! – mówiono sobie do ucha z miną tajemniczą.

Cisza więc panowała prawie zupełna. Czasem tylko załopotał tasak o stolnicę, zagdakała kura, trzasnęły drzwi lub zaszumiały pomyje płynące ze zlewu.

Nagle jak wicher od bramy pomknęła prosto do stancji stróża dziewka młoda, silnie w plecach rozrosła, odziana w biały haftowany kaftanik i jasnoniebieską spódnicę. Włosy, starannie uczesane, splecione miała w jeden warkocz, opuszczone na plecy i związane różową wytłuszczoną wstążką. Włóczkowa czarna chusteczka z pleców jej spadała. Ze szlochaniem gwałtownym po żółtych kałużach biegła, maczając w nich swe czarne, ceratowe pantofle.

– O Jezu! Jezu!… Matusiu! matusiu!…

Przez balustrady ganków sługi ciekawie przechylać się zaczęły.

– Taż56 to Julka… wiecie… ta… co pod Zamkową Bramą siedzi!…

Lecz Julka już do stancji wpadła.

– Matuś! Gdzie matuś?!…

Do łóżka się ze łkaniem rzuciła i na kolana upadłszy, o deskę czołem bić zaczęła.

– Matuchno! czego ty zmarła?!…

Szczepańska od łóżka odstąpiła i tryumfująco na pobladłą z gniewu pyskaczkę spojrzała.

– Was dwoje? – zamruczała. – Teraz i ich będzie dwoje!

Lecz pyskaczka, nie powstając z wieka, wrzasnęła:

– Ona też bezprawna, to… małpa. Ona się w sądzie nie liczy!

49inom (…) wieko przytłukła – konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika: ino (gw.: tylko) wieko przytłukłam. [przypis edytorski]
50ruchać się (daw., gw.) – ruszać się. [przypis edytorski]
51recht (niem.) – słuszność, prawo. [przypis edytorski]
52cebrzyk – mały ceber: drewniane naczynie z klepek, podobne do wiadra, najczęściej o dwóch uchach. [przypis edytorski]
53ług – żrący środek wybielający, składnik mydła i innych środków czyszczących. [przypis edytorski]
54argumenta – dziś popr. M. lm: argumenty. [przypis edytorski]
55projdyświt (ukr. ) – włóczęga. [przypis edytorski]
56taż (gw.) – toż. [przypis edytorski]