Free

Niedowiarek

Text
Mark as finished
Font:Smaller АаLarger Aa

Cyrek się roześmiał.

– Jakby wam cielę zdechło w niedzielę… nie ratowalibyście?

– A i pacierzy nie mówicie – dodał Jędrek – a pacierz od Boga nakazany…

– Ba, i ja się bez pacierza nikany nie ruszam, bobych sie ruszyć nie zdołał… Zawdy go noszę na grzbiecie…

Powstał śmiech.

– Oj kumie, kumie! Byście choć do kościoła zajrzeli raz kiela czas… Naród się modli o pogodę… Dyć i wam potrzebna!

– Ja tak uwazuję – począł Cyrek. – Ludzie sie modlą, to chwalą Bogu, to sie ta bez jednego obejdzie… Pan Bóg ta nie wie nawet, moiściewy, czy żyje na świecie jaki Cyrek…

– Nie bajcież!

– A do nieba sie ta nie napieram, bo mnie i tam posadzą na pośledniem miejscu… tak moiściewy!

Kolejka przeszła rzędem.

– A potem i tak uwazuję – ciągnął Cyrek – jak sie wszyscy modlą, jak sie modli cała wieś, to honor Panu Bogu większy, niżeli odemnie… Tak, tak.

Zadumał się, wsparty na ręce, i zwolna posępniał, a kumotrowie raczyli się rzetelnie jego winem.

– Do nieba sie nie napiera… no powiedzcie! Co to za…

– Bo i zresztą – mruknął Cyrek – nigdybych sie nie dokołatał… darmo! – podniósł głowę. – To tak naprzykład: Ja wnoszę do starosty suplikacyę i wójt wnosi… To wójta pierwi przyjmą, posadzą na stołku, a ja muszę stać w sieni, burzyć sie i czekać.

– Sprawiedliwie! – kichnął wójt.

– Na zdrowie! – odpowiedzieli.

– Toż to – kończył Cyrek – prędzej wy uprosicie u Pana Jezusa pogodę, niżeli ja mizerny człek…

– Sumiennie gada! – rzekło paru.

– A jak wam bedzie słoneczko świeciło, to przecie na mój grunt nie poleje…

– Dyć każ-by!

– I ja sie wtedy, wicie, będę w polu uwijał.

Nic nie umieli odpowiedzieć.

Wszystkim przypadały do serca rozumne słowa.

– To ci łeb! – mówili między sobą.

– Haraku! – krzyknął pisarz i spojrzał dumnie na obecnych. – W mig pojawiła się flaszka.

– O, tu mnie już nie upytacie – szepnął Cyrek i powstał.

– Każ uciekacie?

– Muszę!

– Kanyż wam tak pilno?

– Czas nie stoi, ba idzie… Zawdy go trza gonić, aby nie uciekł…

– Dyć mądrze gadacie, bo mądrze, ale… napijcie się z nami!

– Darmo!

– E siądźcież!

Rzucili się ku niemu i poczęli go ciągnąć gwałtem; jeden za chazukę, drugi za serdak, inny znów, gdzie zdołał dostać i uchwycić… Ale on zaparł się nogami i ani rusz. Zeszamotali się i pomęczyli przy nim.

– Twarde macie sumienie – mówili, dysząc.

– Coby robił na świecie bez niego? Ziemia twarda, jak skała, ani je ugryść, to trza twarde uwziątki coby wyżej… Kumie! – zwrócił się do wójta mam do was nieduży interesik… ale to jutro – dodał po namyśle. – Wyciągnijcieno jeszcze flaszczynę!… – szepnął i począł szukać w zanadrzu okrąglaków.

Other books by this author