Free

Gargantua i Pantagruel

Text
Mark as finished
Font:Smaller АаLarger Aa

Rozdział drugi. Jako Wyspa Dzwonna zamieszkała była przez Grajków Pogrzebnych, którzy zmienili się w ptaki

Skorośmy ukończyli nasze posty, pustelnik dał nam list, zaadresowany do niejakiego, jak go nazywał, Albiana Kamara, Odźwiernika Wyspy Dzwonnej: ale Panurg, witając go, nazwał go mistrzem Obdziernikiem. Był to sobie nieduży, stary człeczyna, łysy, z dobrze świecącą gębą i karmazynowymi policzkami. Przyjął nas bardzo dobrze, na skutek polecenia pustelnika i oświadczeń naszych, iż odprawiliśmy posty, jak było nakazane. Ugościwszy nas dostatnio, pouczył nas o osobliwościach wyspy, twierdząc, iż pierwotnie zamieszkiwana była przez Sytycynów, czyli Grajków Pogrzebnych, ale że ci, wedle biegu natury (jako że wszystkie rzeczy podlegają zmianom), przemienili się w ptaki.

Tam pojąłem jasno to, co Atejus Capito, Paulus, Marcellus, A. Gellius, Atheneus, Suidas, Ammonius i inni napisali byli o Sytycynach i Sycynistach; i nietrudnym zdało mi się uwierzyć w przeobrażenia Nyklimeny1079, Prokne1080, Itys1081, Alkmeny1082, Antygony1083, Tereusza i innych ptaków. Również przestaliśmy wątpić w przemianę dzieci Matabruny w łabędzie, i w metamorfozę mieszkańców Paleny w Tracji, którzy, skoro tylko dziewięć razy wykąpią się w bagnie Trytona1084, zaraz zmieniają się w ptaki. Odtąd o niczym innym nam już nie mówił, jeno o klatkach i ptakach. Klatki były duże, bogate, wspaniałe i zbudowane przedziwną architekturą1085.

Ptaki były duże, piękne i bardzo łaskawe: wielce podobne do ludzi mego kraju: piły i jadły jak ludzie, bejały jak ludzie, łykały jak ludzie, pierdziały, spały i parzyły się jak ludzie; po prostu widząc ich, na pierwszy rzut oka rzekłbyś, iż to są ludzie; wszelako nie byli nimi zgoła, wedle objaśnienia mistrza Odźwiernika, który nam uręczał1086, iż nie miały w sobie nic świeckiego ani zgoła ziemskiego. Także zastanawiało nas ich upierzenie, które jedne miały całe białe, drugie całe czarne, inne całe szare, inne pół białe, pół czarne, inne czerwone, inne pół białe, pół niebieskie: uciecha była na nich patrzeć. Samców nazywał Klerykosy, Mnigusy, Kapłanosy, Opatosy, Biskopsy, Kardynangi i wreszcie Papagos, który jest jedyny swego rodzaju. Samice nazywał Klerykoski, Mniszeczki, Kapłanice, Opacice, Biskopice, Kardynalwice, Papagoski. Wszelako rzekł nam, iż tak samo jak między pszczołami uwijają się szerszenie, które nic nie robią, tylko jedzą i psują wszystko, tak samo, od trzystu lat, niewiadomym sposobem, między te wesołe ptaki zlatuje się co piąty miesiąc wielka chmara burych Kapuzów1087, które opaskudziły i ofajdały całą wyspę; a tak są wstrętne i obmierzłe, że wszystko od nich ucieka. Bowiem wszystkie mają wykręcone szyje, łapy kosmate, pazury i brzuchy jak Harpie, a zadki jak ptaki stymphalidzkie i nie ma sposobu ich wytępić: na jednego ubitego zjawia się wraz dwadzieścia cztery innych. I życzyłbym tam jakiego drugiego Herkulesa, bowiem brat Jan stracił zmysły od gwałtownej kontemplacji, a zaś Pantagruelowi trafiło się to, co zdarzyło się to imć Priapowi poglądającemu na uroczystości Cerery: nie stało mu skóry na okrycie.

Rozdział trzeci. Jako na Wyspie Dzwonnej jest tylko jeden Papagos1088

Zaczem spytaliśmy się mistrza Odźwiernika, dlaczego (zważywszy ogromną mnożność tych czcigodnych ptaków wszelakiego rodzaju) jest tylko jeden Papagos. Odparł nam, iż taki był pierwotny porządek i nieodmienny wyrok gwiazd: że z Klerykosów poczynają się Kapłanosy i Monachosy, bez obcowania cielesnego, tak jako pszczoły legną się ze ścierwa młodego byka1089, pogrzebanego wedle nauki i poleceń Aristeusa. Z Kapłanosów rodzą się Biskopsy, z tych nadobne Kardynangi; a zaś Kardynangi, o ile śmierć ich w tym nie ubieży, kończą w postaci Papagosa, który niezmiennie jest tylko jeden, jako w roju pszczół jest tylko jedna królowa i na niebie jedno słońce. Skoro ten umrze, rodzi się z kolei, z całego plemienia Kardynangów, inny na jego miejsce: rozumie się, ciągle bez cielesnego obcowania. Dzięki temu istnieje w tym rodzaju jedność indywidualna z ciągłością następstwa, ni mniej ni więcej jak u feniksa w Arabii. Prawda jest, iż około dwa tysiące siedemset sześćdziesiąt księżyców temu zdarzyło się, iż natura wydała dwóch Papagosów1090; ale też była to największa klęska, jaką kiedykolwiek widziano na tej wyspie.

– Bowiem – powiadał Odźwiernik – wszystkie ptaki zaczęły się tępić między sobą i obdzierały się przez ten czas ze skóry tak sumiennie, iż groziło wyspie zupełne wyludnienie z mieszkańców. Część ich wyznawała jednego i obstawała za nim, część drugiego i tego znów broniła; część znowu była niema jak ryby i wcale nie śpiewała. Część dzwonów na tej wyspie, jakoby wyklęta, nie dzwoniła. Podczas tej burzliwej epoki, przyzywali na pomoc cesarzy, królów, książąt, margrabiów, monarchów, hrabiów i baronów i wszystkie mocarstwa świata istniejące na kontynencie i ziemi stałej, i nie miało końca to rozszczepienie i rozruchy, aż dopóki jeden z nich nie rozstał się z życiem, a mnogość nie wróciła się do jedności.

Następnie spytaliśmy, co pobudzało te ptaki tak nieustannie do śpiewu. Odźwiernik odpowiedział, że właśnie te dzwony, zawieszone nad ich klatkami. Potem rzekł:

– Czy chcecie, abym teraz pobudził Mnigusów, których widzicie tam wciśniętych między beczki hipokrasu1091, aby śpiewali jako jaskółki?

 

– Jeśli łaska – odparliśmy.

Wówczas uderzył w dzwon, nie więcej jak sześć razy, i wraz zbiegły się Mnigusy i poczęły śpiewać.

– A gdybym – rzekł Panurg – ja zadzwonił w ten dzwon, czy również pobudziłbym do śpiewu ot, te tu, upierzone na kolor wędzonego śledzia?

– Tak samo – odparł Odźwiernik.

Panurg zadzwonił i zaraz zbiegły się te zakopcone ptaszyska i zaczęły śpiewać chórem, ale miały głosy chrypliwe i nieprzyjemne. Tedy objaśnił nas Odźwiernik, że one żyją jeno samymi rybami, jako u nas czaple i kormorany, i że to jest piąta odmiana kapuzów, świeżo ustanowiona1092. Dodał jeszcze, iż miał wiadomość, przez Roberta Walbrynka1093 (który tamtędy niedawno przejeżdżał, wracając z ziemi afrykańskiej), że niebawem przyfrunie tam szósta odmiana, którą nazywał Kapucyngami1094, bardziej jeszcze ponura, bardziej opętana i omierzła niż jakikolwiek inny gatunek na całej wyspie.

– Afryka – rzekł Pantagruel – zwyczajna jest wydawać zawsze jakieś nowe i poczwarne rzeczy.

Rozdział czwarty. Jako ptaki Wyspy Dzwonnej były wszystkie natury wędrownej

– Ale – rzekł Pantagruel – wobec tego co nam mówiłeś, że z Kardynangów rodzi się Papagos, a Kardynangi z Biskopsów, a Biskopsy z Kapłanosów, a Kapłanosy z Klergusów, chciałbym bardzo wiedzieć, skąd wam się biorą owe Klergusy.

– Są to – rzekł Odźwiernik – wszystko ptaki przelotne i przychodzą do nas z drugiego świata: częścią z bardzo rozległej krainy, którą nazywają Dzień-bez-chleba, częścią z innej, położonej ku zachodowi, którą nazywają Za-wiele-was-tu1095. Z tych dwóch okolic ciągną do nas corocznie gromadami Klergusy, opuszczając ojca i matkę, przyjaciół i krewnych. Obyczaj jest taki, iż gdy w jakim szlachetnym domu tych okolic jest za dużo dzieci, bądź płci męskiej, bądź żeńskiej, tak iż gdyby podzielono między wszystkie ojcowiznę (wedle prawideł rozumu, pomyślenia przyrody i nakazu boskiego), dom poszedłby w rozsypkę, wówczas rodzice pozbywają się części potomstwa na tę Wyspę Garbatą.

– Jak ją znów zowiecie? – spytał Panurg.

– Powiadam Garbatą – odparł Odźwiernik – bowiem zwyczajnie są to garbusy, jednoocy, kulawi, mańkuci, skrofuliki, kaleki i niewydarzeńcy: nieużyteczny ciężar ziemi.

– To jest – rzekł Pantagruel – obyczaj zgoła odwrotny do zwyczajów niegdyś przestrzeganych przy przyjmowaniu dziewic westalskich. Albowiem, jako zaświadcza Labeo Antistius, zabronione było wybierać do tej godności żadnej spomiędzy dziewcząt, która by miała jakąkolwiek skazę na duszy albo upośledzenie zmysłów, albo jakąkolwiek wadę cielesną, choćby najbardziej tajemną i nieznaczną.

– Dziwię się – ciągnął dalej Odźwiernik – że matki w tym kraju noszą swe dziatki przez dziewięć miesięcy w żywocie, zważywszy, iż w domu nie mogą ich ścierpieć i chować ani przez dziewięć lat, najczęściej zgoła ani przez siedem. Co rychlej kładą im koszulkę na suknię, obcinają im na czubku głowy co nieco włosów1096, wymawiając słowa jakoby ślubów i ekspiacji (tak jak u Egipcjan, za pomocą obleczenia w płótna i wygolenia głowy, czyniono kapłanów Izydy) i publicznie, jawnie, oczywiście, za pomocą metempsychozy pitagorejskiej, bez żadnego uszkodzenia ani rany, czynią z nich takie ptaki, jak je tu oto widzicie.Nie wiem wszelako, mili przyjaciele, co to być może, ani czym się to dzieje, iż samiczki, czy to Klerguski, Mniszeczki, czy Opatki, nie śpiewają żadnych uciesznych motetów ani charysteriów1097 (jako był zwyczaj czynić na cześć Oromasisa, wedle zakonu Zoroastra); ale same lamentacje i gorzkie żale, jakimi czczono demona Arymańskiego; i wszystkie, tak młode, jak stare, zanoszą ustawiczne modły za swych rodziców i krewnych, którzy pozamieniali je w ptaki.

Większa jeszcze liczba przybywa nam z Dnia-bez-chleba, który jest nadzwyczajnie długi. Bowiem Asaphisowie1098, zamieszkujący ową okolicę, kiedy są w niebezpieczeństwie głodu i nie mają co do ust włożyć, a nie umieją i nie chcą nic robić ani pracować w uczciwej sztuce lub rzemiośle, ani też spełniać wiernie służby przy jakich godnych ludziach; ci także, którym się nie poszczęściło w miłości, którzy doznali zawodu w swoich przedsięwzięciach i popadli w rozpacz; ci także, którzy popełnili jakąś niegodziwość i zbrodnię i zagrożeni są haniebną śmiercią, wszyscy przylatują tutaj. Tutaj mają zapewnione życie i często z chudych jak tyki stają się tłuści jak połcie sadła. Tutaj zażywają zupełnego bezpieczeństwa, bezkarności i swobody.

– Ale – zapytał Pantagruel – skoro te piękne ptaki raz tu przylecą, czy wracają kiedy w okolice, w których się wylęgły?

– Niektóre – odparł Odźwiernik – wszelako dawniej było takich niewiele i czyniły to bardzo późno i niechętnie. Od czasu pewnych kataklizmów, odleciała ich wielka chmara, z przyczyny konstelacji niebieskich1099. To nas nic nie zasmuca: te, które zostaną, mają za to tym tłustszą wyżerkę. I wszystkie, nim odlecą, zostawiają swe upierzenie pośród tych ostów a pokrzyw1100.

Istotnie znaleźliśmy tam kilka garści pierza, a szukając głębiej natrafiliśmy na spory garnczek z sadłem.

Rozdział piąty. Jako ptaki Komdory na Wyspie Dzwonnej są nieme1101

Jeszcze nie dokończył tych słów, kiedy przeleciało koło nas z jakie dwadzieścia pięć albo trzydzieści ptaków o kolorze i upierzeniu, jakich dotąd nie widzieliśmy na wyspie. Pióra ich mieniły się co chwilę, jako skóra kameleona i jako kwiat trypolionu albo teukrionu. I wszystkie miały ponad lewym skrzydłem znak jakoby dwóch średnic krzyżujących się w kole albo też linii pionowej padającej prostopadle na drugą1102. U wszystkich był ów znak prawie tego samego kształtu, ale nie u wszystkich jednego koloru: u jednych był biały, u drugich zielony, u innych czerwony, u innych fioletowy, u innych niebieski.

– Co to są – spytał Panurg – za ptaki i jak je nazywacie?

– To są – odparł Odźwiernik – metysi1103. Nazywamy je Komdory: mają one wiele sutych Komdorii w waszym świecie.

– Proszę – rzekłem – każcie im trochę śpiewać, abyśmy usłyszeli ich głos.

– Nie śpiewają – odparł – nigdy1104; ale za to żrą podwójnie, dla kompensaty.

– A gdzież są – spytałem – samiczki?

– Nie mają ich – odparł.

– Skąd się tedy bierze – spytał Panurg – że są cali owrzodziali i stoczeni srogą francą?

– Jest ona – rzekł – wrodzona temu gatunkowi ptaków z przyczyny wilgoci morza, na którym czasem przebywają.

Potem nam rzekł:

– Przyfrunęły tutaj, aby się przekonać, czy nie rozpoznają pośród was pewnej wspaniałej odmiany gotów, straszliwych ptaków drapieżnych, wszelako nieprzychodzących do przynęty i nieposłusznych rękawiczce sokolnika. Mówią, iż owe ptaki przebywają w waszym świecie. Z tych jedne noszą na łapach wstęgi1105, bardzo piękne i kosztowne, z napisem na obrączce, iż ktokolwiek źle o tym pomyśli, będzie natychmiast, z najwyższego wyroku, ofajdany1106; inne, na przedzie swego upierzenia, noszą trofeum Ducha potwarzy1107, inne runo baranie1108.

 

– Mistrzu Odźwierniku – rzekł Panurg – to wszystko być może, ale my takich wcale nie znamy.

– Ale – rzekł Odźwiernik – dość już tej gawędy, chodźmy popić.

– A pojeść nie? – spytał Panurg.

– Pojeść, to się rozumie – rzekł Odźwiernik – i takoż dobrze popić: trochę jedno, trochę drugie, na przemian. Nie masz nic kosztowniejszego jak czas; użyjmyż1109 go tedy do zacnych uczynków.

Chciał nas najpierw zaprowadzić do kąpieli, do łazienek Kardynangów, bardzo pięknych i rozkosznych, gdzie, po wyjściu z łaźni, mieli nas aliptowie namaścić cennym balsamem. Ale Pantagruel rzekł, iż ma aż nadto pragnienia bez tego. Zaczem zaprowadził nas do dużego i rozkosznego refektarza i rzekł:

– Wiem, że pustelnik Pludrian kazał wam pościć cztery dni: owóż teraz, na odwrót, musicie przetrwać cztery dni, nie ustając w jedzeniu i piciu.

– Wszelako przespać się będzie nam wolno?

– Ile tylko chcecie – odparł Odźwiernik – bowiem kto śpi, pije.

Ej, Bożeż ty miłosierny, co tam było za używanie! O, zacny, luby poczciwina!

Rozdział szósty. Jak odbywa się żywienie ptaków na Wyspie Dzwonnej1110

Wszelako Pantagruel zdawał się czegoś markotny i jakby niekontent1111 z tego czterodniowego pobytu, jaki naznaczał nam Odźwiernik. Spostrzegł to nasz gospodarz i rzekł:

– Panie, wszak wiecie, iż na siedem dni przed mgłą i na siedem dni po mgle nigdy nie trafia się na morzu burza. A dzieje się to dla miłości, jaką mają żywioły ku zimorodkom, ptakom poświęconym Tetydzie, które wówczas niosą się i wysiadują jajka na wybrzeżu. Tutaj znowuż morze mści się za swój długi spokój i przez cztery dni sroży się jak wszyscy diabli, ilekroć zawitają k'nam jacy podróżni. Sądzimy, iż myśl przyrody jest taka, aby przez ten czas goście zmuszeni byli tutaj pozostać i pozwolili się hojnie ugościć z naszych podzwonnych dochodów. Dlatego nie uważajcie tego czasu za gnuśnie zmarnowany. Żywa konieczność was tu zatrzyma, jeżeli nie chcecie walczyć z Junoną, Neptunem, Dorydą, Eolem i wszystkimi Wejonami. Zatem myślcie jeno, jak ten czas wesoło spędzić.

Po pierwszej zakąsce, brat Jan spytał mistrza Odźwiernika:

– Widzę na tej wyspie jedynie same klatki i ptaki. Nie pracują, nie uprawiają roli. Całe ich zatrudnienie to weselić się, gaworzyć i śpiewać. Z jakiejż krainy tedy spływa na was ten róg obfitości i mnogość tylu bogactw i smacznych kąsków?

– Z całej reszty świata – odparł Odźwiernik – z wyjątkiem paru krajów północnej okolicy, które od niejakiego czasu zaczęły mącić bajorko patykiem1112.

– Sza! – rzekł brat Jan. – Pożałują tego, hej, hej, pożałują, hej, hej: pijmy, moi przyjaciele.

– Ale z jakiego kraju wy jesteście? – spytał Odźwiernik.

– Z Turenii – odparł Panurg.

– Doprawdy – rzekł Odźwiernik – nie z byle jakiego gniazda pochodzicie, skoro jesteście z owej błogosławionej Turenii. Turenia nam przynosi najtłustsze dochodziki. Słyszeliśmy od ludzi tamecznych, wędrujących tędy swojego czasu, że całe dochody księcia Turenii nie starczą mu na omastę do wieczerzy, z przyczyny niezmierzonych darowizn, jakie jego poprzednicy poczynili na rzecz tych przewielebnych ptaków: a to, iżbyśmy tu mogli opływać w bażanty, kuropatewki, pulardki, kurki indyjskie, tłuste kapłony londyńskie i inny wszelaki drób i zwierzynę.

Pijmy, przyjaciele! Patrzcie na ten rój ptaków, jak one są pulchne i dobrze odżywione, a wszystko z dochodów, które nam płyną od waszych Tureńczyków. Toteż śpiewają sumiennie za zbawienie ich duszy. Żadne słowiki tak pięknie nie wyciągają, jak one przy stole, kiedy ujrzą te dwa złote kijki…

– Oj, zdałyby się im kijki – rzekł brat Jan.

– …i kiedy im zadzwonię nad uchem w te wielkie dzwony, które widzicie oto zawieszone nad klatkami. Pijmy, przyjaciele; jakoś się dobrze pije dzisiaj, jak zresztą i co dzień. Pijmy! Przepijam do was z całego serca, niech wam Bóg da wszystko najlepsze.

Nie bójcie się, aby nam tu zabrakło wina i wiwendy, bowiem, gdyby nawet niebo było ze spiżu, a ziemia z żelaza, jeszcze by nam jadła nie zabrakło, choćby na siedem, zgoła na osiem lat, na dłużej niźli trwał głód w Egipcie. Pijmy razem w zgodzie, dla miłości bliźniego.

– Ha, do czarnego diaska – wykrzyknął Panurg – nieźle wam się tu dzieje, na tym bożym świecie!

– Na drugim – rzekł Odźwiernik – będzie nam się działo jeszcze o wiele lepiej. Nie miną nas Pola Elizejskie, to już co najmniej. Pijmy, przyjaciele: przepijam do całego zgromadzenia.

– W istocie – rzekłem – wielce boską i doskonałą myśl mieli wasi Sytycynowie, wynajdując środki, za pomocą których macie to, do czego wszyscy ludzie z natury swojej dążą, a co niewielu z nich, albo, ściślej mówiąc, żadnemu nie jest w życiu dane. To się nazywa osiągnąć raj w tym życiu, a podobnież i w drugim! O ludzie szczęśliwi! O bogowie na ziemi! Dałożby1113 niebo, abym i ja dostąpił tej szczęśliwości.

Rozdział siódmy. Jako Panurg opowiada mistrzowi Odźwiernikowi bajkę o koniu i ośle1114

Skorośmy się dobrze najedli i napili, Odźwiernik zaprowadził nas do komnaty dobrze zaopatrzonej, pięknie obitej i całej wyzłacanej. Tam kazał nam przynieść owoce mirobolanu, laseczki cynamonu, imbier zielony smażony, mnogo hipokrasu i najprzedniejszego wina: i zapraszał nas, abyśmy za pomocą tych antydotów, jakoby za pomocą napoju z rzeki Letejskiej, pogrążyli w zapomnieniu i niebycie trudy, jakie ucierpieliśmy na morzu; takoż kazał zanieść obfitość jadła na okręty stojące w porcie. I tak ułożyliśmy się do spoczynku na tę noc; ale, co się mnie tyczy, nie mogłem spać z powodu ciągłego pobrzękiwania dzwonów.

O północy Odźwiernik obudził nas, aby popić; on sam przepił pierwszy, mówiąc:

– Wy, z tamtego świata, powiadacie, że nieświadomość jest matką wszystkiego złego, i powiadacie prawdę; wszelako nie wypędzacie jej precz z waszego rozumu i żyjecie w niej, z nią i przez nią. Dlatego tyle niedoli trapi was dzień po dniu; zawsze się skarżycie, zawsze lamentujecie, nigdy nie jesteście zadowoleni. Widzę to dziś jasno jak na dłoni. Bowiem nieświadomość trzyma was spętanych w łóżku, jako był spętany bóg bitew przez sztukę Wulkana. Nie rozumiecie, że obowiązkiem waszym było oszczędzać waszego snu, a nie oszczędzać bogactw tej sławnej wyspy. Powinniście już byli odprawić trzy posiłki. Usłyszcie to ode mnie, że, aby dać radę zapasom wiwendy Wyspy Dzwonnej, trzeba wstawać dobrze rano; im się ich więcej pożywa, tym bardziej się mnożą, gdy się ich oszczędza, maleją.

Skoście łąkę w swoim czasie, trawa odrośnie jeszcze gęstsza i lepsza; nie skoście jej, za parę lat jeno mchem będzie pokryta. Pijmy, przyjaciele, pijmy wszyscy wkoło: najchudsze z naszych ptaków przyśpiewują nam teraz chórem1115; przepijmyż życzliwie do nich, jeśli wasza wola. Pijmy, jeśli łaska, tym lepiej wam się będzie spluwać. Pijmy: raz, dwa, trzy, do dziewięciu, non zelus, sed charitas1116.

O świcie podobnież nas obudził, abyśmy skosztowali zupy ze świeżych jarzynek. Później był już tylko jeden posiłek, który trwał cały dzień; i nie wiedzieliśmy, czy to było śniadanie czy obiad, podkurek czy wieczerza. Jeno, dla odsapnięcia, przeszliśmy się parę razy po wyspie, aby napatrzyć się i nasłuchać śpiewu tych błogosławionych ptaków.

Wieczorem Panurg rzekł do Odźwiernika:

– Panie, jeśli wola wasza, opowiem wam ucieszną historię, która zdarzyła się w ziemi kastelrandzkiej przed dwudziestoma i trzema księżycami. Masztalerz jednego szlachcica przejeżdżał rankiem, w miesiącu kwietniu, szlachetne koniki po polach: tam spotkał hożą pasterkę, która

 
Nad brzegiem cienistej rzeczki,
Pasła łagodnie białe owieczki,
 

a wraz jednego osła i kilka kóz. Wdawszy się w rozmowę, namówił ją, aby usiadła za nim na siodle i pojechała obejrzeć dworskie stajnie, a wraz1117 sobie tak, z prosta, troszkę pofiglować. Podczas tej ich rozmowy koń zbliżył się do osła i rzekł mu do ucha (bowiem trzeba wam wiedzieć, iż owego roku zwierzęta przemawiały głosem, co zauważono w wielu miejscach): „Biedny ty, lichy osiołku, wzrusza mnie twój los i żal mi ciebie. Pracujesz codziennie ciężko, widzę to po twoim wytartym zadku: i to jest dobrze, bowiem Bóg stworzył cię dla użytku ludzi. Poczciwy z ciebie osiołek. Ale żeby przy tym wszystkim nie czyszczono cię lepiej, nie chędożono, nie pielęgnowano i nie żywiono przyzwoiciej niż oto widzę, to mi się wydaje postępowaniem tyrańskim i przechodzącym wszelkie zrozumienie. Toć cały jesteś zmierzwiony, cały ognojony, cały wyświchtany; jesz same tylko chwasty, ciernie i osty kłujące. Dlatego radzę ci, mój osiołku, chodź trochę ze mną i przypatrz się, jak my, których natura przeznaczyła do dzieł wojennych, jesteśmy pielęgnowani i żywieni. Nie obejdzie się bez tego, żebyś nie skosztował mojego stołu”. „Doprawdy – odparł osieł – pójdę bardzo chętnie, panie koniu”. „Wypadałoby – rzekł mierzyn – mój osiołku, żebyś mówił: panie mierzynie”. „Wybacz mi – odparł osieł – panie mierzynie; my ludzie prości, wieśniacy, jesteśmy nieuczeni i prostacy w mowie. Zatem, jestem do waszych usług: będę z daleka szedł za wami, z obawy kijów (całą skórę mam od nich wygarbowaną), skoro wam się podoba uczynić mi tyle łaski i zaszczytu”.

Skoro pasterka wsiadła na koń, osieł szedł sobie z dala w statecznym postanowieniu porządnego napchania żywota w owej błogosławionej stajni. Masztalerz spostrzegł go i polecił chłopakom stajennym przyjąć go widłami i uraczyć gradem kijów. Osieł, słysząc to, polecił się bogu Neptunowi i z wielkim pośpiechem pomknął w pole, sylogizując sobie w duchu: „Słusznie mówi: bo też nie jest rzeczą mego stanu odwiedzać dwory wielkich panów; natura stworzyła mnie jeno ku pomocy biednym ludziom. Ezop dobrze mnie przestrzegał w swej bajce. To była istotnie bezczelność z mej strony; nie ma innej rady, jak zmykać stąd i to czym prędzej”. I dalejże puścił się nasz osiołek kłusa, wnet podskakując, pobrykując, popierdując galopkiem przez pola i rowy.

Pasterka, widząc pierzchającego osła, rzekła masztalerzowi, iż bydlątko było jej i prosiła, aby się z nim dobrze obchodzono: inaczej wnet się sama wróci, zgoła nie zagrzawszy miejsca. Wówczas nakazał masztalerz, iżby raczej wszystkim koniom brakło przez osiem dni owsa, niżby osieł miał cierpieć najmniejszą prywację. Najtrudniej było go zwabić z powrotem, bowiem daremnie chłopcy stajenni schlebiali mu i wołali: „Pódź, pódź, osiełku, pódź ino”. „Nie pójdę – odpowiadał osieł – wstydzę się”. Im go uprzejmiej wołali, tym on ogniściej pomykał, skacząc i powierzgując. Jeszcze by dotąd się z nim pewnie parali, gdyby pasterka nie była doradziła, aby mu pokazano garść owsa. Tak się też stało. Zaraz osieł obrócił głowę, mówiąc: „Owies, dobrze, owszem, to co innego, ale widły, to przepraszam”. I tak pozwolił się ująć, śpiewając melodyjnie, jako to wiecie, że miło jest słyszeć głos tych bydlątek arkadyjskich. Przyprowadziwszy go w ten sposób w obejście dworskie, umieszczono go zaraz w stajni końskiej, wytarto, wyskrobano zgrzebłem, wychędożono, dano świeżej podściółki aż po same brzucho, pełną drabinę siana, pełny żłób owsa. Zasię gdy chłopcy przesiewali owies, strzygł ku nim uszami, dając znaki, iż zje go chętnie i bez przesiewania i że nie zasługuje na tyle honoru.

Skoro się dobrze nakarmili, ozwał się koń do osła: „No i cóż, biedny osiołku, jakże ci się udało? Jakże ci się podoba nasz tryb życia? Gwałtem cię trzeba sprowadzać? Cóż ty na to?”. „Na tę figę – odparł osieł – którą zjadłszy jeden z moich przodków przyprawił o śmierć Filemona (bowiem zakrztusił się ze śmiechu), oto raj istny, panie mierzynie. Ale cóż, to dopiero połowa strawy. Czy wy tu nie… hm… tego… ten… trochę, panowie konie?” – „O jakim tentegowaniu mówisz, mości ośle? – spytał koń – niechże cię nosacizna ogarnie, cóż to, ty masz mnie za osła?” – „Ech, ech – odparł osieł – nieco mi ciężko przychodzi przyswoić sobie dworskie wyrażenia koni. Pytam się: czy nie ogierujecie tutaj trochę, panowie ogiery?” – „Mów ciszej, kłapouszku – rzekł koń – bowiem jeśli cię chłopcy stajenni usłyszą, oporządzą cię widłami tak sumiennie, że ci odejdzie ochota od twoich tentego. Nie śmiemy tutaj wysunąć ani koniuszczka tego interesu, nawet dla oddania uryny, z obawy przed kijem: poza tym żyjemy jak istni królowie”. „Na to podogonie które mnie uwiera – rzekł osieł – odrzekam się wszystkiego i powiadam tfy! na twoją podściółkę, tfy! na twoje siano, tfy! na twój owies: niech żyją osty na polu, skoro można tam sobie poskakać do woli; nie dojeść, nie dopić, a ciągle skakać, oto moja dewiza: to jest nasz obrok i nasza strawa. O panie mierzynie, mój przyjacielu, gdybyś ty widział nas po jarmarkach, jak my tam odprawiamy nasze kapituły prowincjalne, jak wyskakujemy sobie do siódmego skonania, podczas gdy nasze gosposie sprzedają pilnie gęsi i kurczęta!”

Takie było ich rozstanie. Rzekłem.

Zaczem umilkł Panurg i nie odezwał się już ani słowa. Pantagruel zachęcał go, aby dokończył swej materii. Ale Odźwiernik odpowiedział:

– Mądrej głowie dość na słowie. Rozumiem bardzo dobrze, co chcesz powiedzieć i natrącić przez tę alegorię o ośle i koniu. Powinieneś się wstydzić. Wiedz, że tutaj nie znajdziesz, czego szukasz; i nie mówmy o tym więcej.

– Wszelako – rzekł Panurg – widziałem tu poprzednio jedną przeoryszkę biało upierzoną, na której milej by było przejechać się, niż ją prowadzić pod rękę. Sam byłbym gotów zamienić się w ptaka, do pary z taką ptaszyczką. Jak mi Bóg miły, ładnie wystrojona, cacana, warta grzechu albo i dwóch. Niech mi Bóg odpuści, bowiem nie myślałem przy tym nic złego: jeśli pomyślałem co złego, niechajże to złe spotka mnie co najprędzej!

1079Nyklimena – sowa. [przypis tłumacza]
1080Prokne – jaskółka. [przypis tłumacza]
1081Itys – bażant. [przypis tłumacza]
1082Alkmena – zmieniona w kamień. [przypis tłumacza]
1083Antygona – córka Laomedona zmieniona w bociana. [przypis tłumacza]
1084mieszkańców Paleny w Tracji, którzy, skoro tylko dziewięć razy wykąpią się w bagnie Trytona, zaraz zmieniają się w ptaki – [por.] Owidiusz, Metam. XV, 356. [przypis tłumacza]
1085Klatki były duże, bogate, wspaniałe i zbudowane przedziwną architekturą – kościoły i klasztory. [przypis tłumacza]
1086uręczać – zaręczać, ręczyć, zapewniać. [przypis edytorski]
1087chmara burych Kapuzów – franciszkanie i dominikanie. [przypis tłumacza]
1088Papagos – Papież. [przypis tłumacza]
1089jako pszczoły legną się ze ścierwa młodego byka – Takie było mniemanie starożytnych. [przypis tłumacza]
1090zdarzyło się iż natura wydała dwóch Papagosów – Aluzje do wielkiej schizmy z r. 1380, gdy równocześnie zasiadał na tronie papieskim Urban VI i rzekomy Klemens VII. [przypis tłumacza]
1091hipokras – z łac. vinum Hippocraticum: wino Hipokratesa; podgrzane wino z dodatkiem przypraw (np. cynamonu) i osłodzone miodem, uważane za napój leczniczy oraz afrodyzjak; inaczej: pimen. [przypis edytorski]
1092piąta odmiana kapuzów, świeżo ustanowiona – zakon minorytów, założony w r. 1435. [przypis tłumacza]
1093Robert Walbrynk – Robert Valbrinque, słynny żeglarz i podróżnik, który w r. 1540 odkrył Kanadę. [przypis tłumacza]
1094szósta odmiana, którą nazywał Kapucyngami – zakon kapucynów, założony w r. 1526, a zatwierdzony przez Pawła III w r. 1535. [przypis tłumacza]
1095częścią z (…) krainy, którą nazywają Dzień-bez-chleba, częścią z innej (…), którą nazywają Za-wiele-was-tu – Cały ten ustęp jest niewątpliwie gorzkim wspomnieniem własnych przejść Rabelais'go wtrąconego bez powołania za kratę zakonną. [przypis tłumacza]
1096kładą im koszulkę na suknię, obcinają im na czubku głowy co nieco włosów – komeżka i tonsura. [przypis tłumacza]
1097motety, charysterie – dziękczynne modły. [przypis tłumacza]
1098Asaphisowie – dosł. „niepewni”. [przypis tłumacza]
1099Od czasu pewnych kataklizmów, odleciała ich wielka chmara (…) – Prawdopodobnie aluzja do odpadnięcia Anglii od Kościoła. [przypis tłumacza]
1100zostawiają swe upierzenie pośród tych ostów a pokrzyw – francuskie przysłowie: jeter le froc aux orties, oznaczające porzucenie habitu. [przypis tłumacza]
1101ptaki Komdory na wyspie Dzwonnej są nieme – komtury zakonu maltańskiego. [przypis tłumacza]
1102znak jakoby dwóch średnic krzyżujących się w kole albo też linii pionowej padającej prostopadle na drugą – krzyż rycerzy maltańskich. [przypis tłumacza]
1103metysi – tj. pół mnichy, pół rycerze. [przypis tłumacza]
1104Nie śpiewają (…) nigdy – tj. nie odprawiają mszy. [przypis tłumacza]
1105pewnej wspaniałej odmiany gotów, straszliwych ptaków drapieżnych, wszelako nieprzychodzących do przynęty i nieposłusznych rękawiczce sokolnika (…) noszą na łapach wstęgi – zakon rycerzy podwiązki, który wówczas już się był umknął władzy papieża. [przypis tłumacza]
1106z napisem na obrączce, iż ktokolwiek źle o tym pomyśli, będzie natychmiast, z najwyższego wyroku, ofajdany – Parodia dewizy: Honny soit qui mal y pense. [przypis tłumacza]
1107noszą trofeum Ducha potwarzy – francuscy rycerze św. Michała, których godło przedstawia zwycięstwo nad szatanem. [przypis tłumacza]
1108runo baranie – Złote Runo. [przypis tłumacza]
1109użyjmyż – konstrukcja z partykułą wzmacniającą -że, skróconą do -ż; inaczej: użyjmy więc, użyjmy zatem. [przypis edytorski]
1110Jak odbywa się żywienie ptaków na wyspie Dzwonnej – Rozdz. XXVI. Rozdział ten naszpikowany jest w oryginale niepodobnymi do przełożenia kalamburami i aluzjami lokalnymi, zresztą zupełnie nieinteresującymi. [przypis tłumacza]
1111niekontent – niezadowolony. [przypis edytorski]
1112z wyjątkiem paru krajów północnej okolicy, które od niejakiego czasu zaczęły mącić bajorko patykiem – kraje reformowane. [przypis tłumacza]
1113dałożby – konstrukcja z partykułą wzmacniającą -że-, skróconą do -ż-; znaczenie: oby dało, niechby dało. [przypis edytorski]
1114Jako Panurg opowiada mistrzowi Odźwiernikowi bajkę o koniu i ośle – Rozdz. XXVII. Satyra na mnichów, tak nazwanych od drewnianych chodaków i od buczenia godzinek. [przypis tłumacza]
1115najchudsze z naszych ptaków przyśpiewują nam teraz chórem – braciszkowie odprawiający nowicjat. [przypis tłumacza]
1116non zelus, sed charitas (łac.) – nie zazdrość, lecz miłosierdzie. [przypis edytorski]
1117wraz – tu: jednocześnie, zarazem. [przypis edytorski]