Free

Eksperyment

Text
Mark as finished
Font:Smaller АаLarger Aa

– Na skrzydłach, czy na maszynach?

– Bynajmniej. Wola własna służy nam za skrzydła.

– Znasz i inne planety?

– Znam Palladę, Junonę, Westę, Amfitrytę, Penelopę, Helenę i wiele innych, nieznanych przez was.

– Ile masz lat?

– Nie wiem, jestem nieśmiertelny – albo, ściślej mówiąc, żyję na naszych planetach dwadzieścia ziemskich stuleci. Nie dziw się, że posiadam tyle wiedzy. Nasze istnienie to wieczne poznawanie, to jedyna funkcja naszego bytu.

– Ależ Adam…

– Są u nas rzeczy niepoznawalne – rzeczy zakazane. Ludzie z ziemi opowiadali mi o miłości waszej cielesnej, a niektórzy mieli o niej tak słodkie wspomnienia, że wielce żałowali utraconego piekła. Te właśnie opowieści o słodyczach miłości rozbudziły we mnie pożądania osobliwe, pod których mocą ciało zaczęło we mnie przeważać nad duchem. Za ten grzech ciekawości zostałem z Raju wygnany, aby poznać tajemnice cielesności.

– A jakże wy się rodzicie? Jak umieracie? Czym żyjecie?

– Rodzimy się w ten sposób, że każda dusza, czy to nasza własna, czy z innych przybywająca planet, wybiera sobie ten lub ów kwiat – a u nas kwitną przecudowne i bardzo inteligentne kwiaty – i w jego aromatach się pomieszcza. W kielichu tego kwiatu przybiera kształt, mniej więcej podobny do formy ziemskiego człowieka, ale raczej wyanielony i doskonalszy. Rzekłbyś, jest to metamorfoza kwiatu w postać ludzką. Zdaje mi się, że pochodzenie od kwiatów głównie odróżnia nas od was, bo wy pochodzicie od zwierząt. W takiej postaci żyjemy długie stulecia i – można rzec – jesteśmy nieśmiertelni. Nie odczuwamy nigdy tej konieczności, która się u was nazywa głodem. Żywimy się powietrzem, echem, promieniami słońca. Dlatego nie ma u nas walki o byt, nie ma tej okropnej tragedii starć, wojen, zabójstw, nędzy; nie ma u nas walki, przeciwieństw, załamań. Istotą naszej planety i naszej psychiki jest powszechna jedność. Mamy wszyscy jedną, barwną, melodyjną, pachnącą mowę. Mamy jednego Boga, z którym obcujemy nieustannie, choć pełni jego tajemnicy nigdy – wiemy o tym – nie będziemy w możności ogarnąć.

– Jakiż to Bóg? Mów mi o Bogu, duchu czysty! – ze drżeniem pytał badacz, rozmodlony już niemal wobec swego medium.

– O tym mówić nie mogę. Wy, synowie ziemi, żyjecie w sprzecznościach. Nasz Bóg – jest poza wszelką sprzecznością – jest utożsamieniem wszystkich przeciwieństw, jest absolutem. Nie zrozumiesz mojej mowy, zwłaszcza jeżeli w waszym ludzkim języku mam mówić. Boga można wypowiedzieć tylko w języku nadludzkim.

– A więc mi powiedz, jak umieracie? Bo jeżeliś zestąpił na ziemię, to musiałeś umrzeć na swojej planecie.

– Umarłem. Ten, który ma umrzeć, zwołuje przyjaciół na ostatnią biesiadę i śród rozmowy o rzeczach nieskończonych odczuwa naraz8 niepojętą słodycz. Istność jego, rzekłbyś, w mrok przedziwny pełen światła słonecznego przechodzi. W żarze tego stanu umierający, niby w sennej półświadomości, rozpływa się w mgłę, maleje do rozmiarów niewidzialnych i, jak np. ja, znajduje się naraz w otoczeniu nowym, w kolisku ciemnym, gdzie powoli dochodzi do niewyraźnej świadomości swego nowego bytu. Na koniec zjawiłem się na ziemi jako istota żywa, w życiu normalnym bezwiedna i pozbawiona pamięci o życiu poprzednim. Moment rozproszenia mego ciała Cererowego, był to właśnie moment mego poczęcia na ziemi. Czasami w łonie błyskała mi myśl, że za karę jestem skazany na to więzienie, ale były to chwile tylko; w istocie byłem jakimś ślimakiem, czy kijanką, która żyje tylko, by się odżywiać. Dla mnie te narodziny ziemskie – to upadek. Słusznie też byłem ukarany za swój grzech ciekawości. Dziś – przed godziną – skoro tylko znalazłem się na ziemi, zrozumiałem w jednym momencie całą grozę waszego piekła – i krzyknąłem z wielkiej rozpaczy po utraconym raju, ale natychmiast zapomniałem o wszystkim.

– A jakże u was przejawia się miłość? Czy są u was mężczyźni i kobiety – czy wy jesteście androginy9?

– Owszem, płeć u nas bywa dwoista, ale u nas przeważa związek dusz nad związkiem ciał. Połączenie harmonijne dwojga barw, dwojga zapachów, dwojga melodii naszych istot – daje pocałunek dusz, tak ogarniający naszą istotę, że nasza jaźń się podwaja. Cząstka tych elementów oddziela się od nas i szuka swojego kwiatu. Muszę dodać, że takie pocałunki dusz mogą tylko w takim razie się urzeczywistnić, jeżeli istnieje realne powinowactwo, symfonia barw, zapachów i melodii. Bez symfonii związek jest niemożliwy. Toteż u nas każdy długo, długo szuka swego uzupełnienia, aż na koniec przy wielkim natężeniu woli na pewno odnajdzie tę bratnią duszę. Tak płynie u nas życie w słońcu i wiośnie…

8naraz (daw.) – nagle. [przypis edytorski]
9androgin – obojnak, istota dwupłciowa. [przypis edytorski]