Powoli schodził z łóżka, skradając się na palcach do ciotki. Stał tak nad śpiącą przyczajony jak kot do skoku, z nastroszonymi brwiami i wąsami. Lew na ścianie ziewnął krótko i odwrócił głowę. Ciotka, obudzona, przeraziła się tej głowy roziskrzonej oczyma i prychającej.
– Idź, idź do łóżka – mówiła odpędzając go, jak koguta, ruchem ręki.
Cofał się prychając i oglądając się nerwowymi ruchami głowy.
W drugim pokoju leżał Dodo. Dodo nie umiał spać. Ośrodek snu w jego chorym mózgu nie funkcjonował prawidłowo. Kręcił się, tarzał w pościeli, przewracał się z boku na bok.
Materac skrzypiał. Dodo wzdychał ciężko, sapał, powstawał, bezradny, w poduszkach.
Nie żyte życie męczyło się, dręczyło w rozpaczy, kręciło się jak kot w klatce. W ciele Doda, w tym ciele półgłówka, ktoś starzał się bez przeżyć, ktoś dojrzewał do śmierci bez okruszyny treści.
Nagle zaszlochał w ciemności przerażająco.
Ciotka Retycja zbiegła do niego z łóżka: – Co ci jest, Dodo, czy cię coś boli?
Dodo odwrócił głowę ze zdumieniem. – Kto? – zapytał.
– Czego jęczysz? – pyta ciotka.
– To nie ja, to on…
– Jaki on?
– Zamurowany…
– Kto taki?
Ale Dodo z rezygnacją machnął ręką: – Eh… – i obrócił się na drugą stronę.
Ciotka Retycja wróciła na palcach do łóżka. Wuj Hieronim pogroził jej w przejściu palcem: – Mówią już powszechnie: Di – da…