Read the book: «Zebranie amorów», page 5

Font:

AMOR

Sądź nas tedy, bogini, wedle tego co on sam tu wyznał. Czy nie wart potępienia? Cóż za różnica między kochankami moich a jego czasów! Ileż było przystojności w uczuciach! Ileż godności w szaleństwie nawet!

KUPIDO

Godność w miłości! Przystojność, gdy chodzi o trwanie świata! To mi przymioty bardzo, zaiste, potrzebne! Ot, bredzi! Minerwo, w interesie całej natury leży, abyś odesłała z kwitkiem tego podtatusiałego amanta. On ją doprowadzi do takiego wyludnienia, że pozostaną same pustynie. Wyżyje kto westchnieniami? Toć on tylko w tym jest mocny. Wiatr goni je po świecie, pozostają jedynie powieści w dwunastu tomach, a i dla tych zbraknie w końcu czytelników. Zastanów się, co chcesz czynić.

AMOR

Wielkie nieba! Miałażby…

KUPIDO

Brawo: apostrofy do nieba! To także kwiatek z jego ogródka. Ech, do kaduka, niechże on się zabiera! Posłuchaj, przyjacielu, jeszcze przemówię ci do rozsądku. Zarzucasz mi moje urodzenie, że nie jest zupełnie poprawne i że brakuje mu małej formalności, co? Otóż, wiedz, moje dziecko, że przez to właśnie jest doskonałe, cudowne: ale ty o tym nie masz najmniejszego pojęcia!

MERKURY

To coś nowego!

KUPIDO

Powoli. Natura potrzebowała bożka miłości, nieprawdaż? Jakiż on miał być, waszym zdaniem? Mdłym komplemencistą? Tchórzem, który nieustannie boi się obrazić, który kazałby kobietom wiecznie tylko mówić: „moja cześć!” a mężczyznom: „twe boskie powaby!” To na diabła. Naturze trzeba było hultaja takiego jak ja; wartogłowa bez troski, bardziej nagłego niż delikatnego, który by cały honor pokładał w tym, aby brać wszystko, a nic nie zostawiać. Otóż, pytam się was, czy można było roztropniej uczynić, niż dając temu dziecku wesołych rodziców, którzy tchnęli w nie życie bez ceremonii, na łonie radości? Trzeba być obranym z rozsądku, aby tego nie pojąć. Ale, powiadasz, „ty jesteś bóg zepsucia”. Nieprawda: ja rodzę miłość, to wszystko; reszta pochodzi z serca człowieka. Jedni tracą, drudzy zyskują; o to się nie kłopocę. Rozpalam ogień; niech rozsądek kieruje nim; ja jestem tylko dostawcą płomieni ku pożytkowi świata. Dość na tym; wierzaj mi, pakuj manatki, to wyrok Minerwy.

MINERWA

Zawieszam na chwilę mój sąd. Oto Cnota; wypowiem się dopiero wówczas, kiedy usłyszę jej zdanie.

Scena XI

MINERWA, AMOR, KUPIDO, MERKURY, CNOTA.

MINERWA

Przybywaj, bogini: trzeba nam twej pomocy. Znasz pobudki naszego zgromadzenia. Chodzi o decyzję, którego z tych dwóch amorów mamy użyć dla naszych zamiarów. Wysłuchałam ich racji; ale nie rozstrzygnę sprawy wprzód, nim usłyszę twoje mniemanie. Niech każdy z was się jej oświadczy. Powiesz mi potem, które z dwojga wydało ci się godniejsze uznania i osądzę tym samym, który dar mniej jest groźny dla serca książęcia. Żegnaj, zostawiam cię z nimi, później złożysz mi raport.

Scena XII

AMOR, MERKURY, KUPIDO, CNOTA.

MERKURY

Sposób wyśmienity!

KUPIDO

Powiedz bogini, czy nie byłoby prościej, aby każdy wypuścił na ciebie strzałkę? Po naszych grotach lepiej osądzisz, który więcej jest wart.

CNOTA

To byłoby bezcelowe. Mnie zranić niepodobna; zresztą chcę was wysłuchać z zimną krwią, bez wpływu postronnych wrażeń.

MERKURY

Brawo! Bez uprzedzeń.

AMOR

Upokarzające to dla mnie, musieć tyle razy walczyć przeciw niemu.

KUPIDO

Strach cię obleciał, patriarcho! Twoje heroiczne płomienie boją się mego mieszczańskiego ognia! Koturn przestraszył się pantofli!

AMOR

Mógłbym się lękać, gdybyśmy za sędziego mieli jaką klempę; ale w obliczu Cnoty nie mam się czego obawiać.

KUPIDO

Zawsze ma swoje apostrofy. Tę złupił z Kleopatry.

CNOTA

O cóż chodzi? Słucham; zaczynajcie.

MERKURY

Porządek jak zwykle: Amor zaczyna.

KUPIDO

Oczywiście. On to tragedia; ja tylko mała komedyjka. Niech on cię najpierw zmrozi, potem ja cię rozgrzeję.

Merkury i Cnota uśmiechają się.

AMOR

Co, już przeciągnął śmieszków na swoją stronę?

CNOTA

Nie zważaj nań. Zaczynaj, słucham.

MERKURY

Sza.

AMOR

cofa się, po czym zbliża się do Cnoty z głębokim pokłonem.

Racz mi zezwolić, pani, iż ośmielę się prosić o chwilę posłuchania. Do tej chwili szacunek nakazywał moim uczuciom milczenie.

KUPIDO

ziewa

Och, och, och!

AMOR

Nie przerywajże.

KUPIDO

Przepraszam cię bardzo, ale ja jestem Miłość: szacunek pobudzał mnie zawsze do ziewania. Nie zważaj.

MERKURY

Ten wstęp wydał mi się chłodny.

CNOTA

do Amora

Zacznij od początku.

AMOR

Rzekłem ci, pani, iż szacunek nakazywał moim uczuciom milczenie. Nie ważyły objawiać się inaczej jak w nieśmiałych spojrzeniach; ale już nie czas udawać i umykać ci twoją ofiarę. Wiem, na co się narażam, odsłaniając ci swój płomień. Srogość twoja ukarze me zuchwalstwo. Spiorunujesz zuchwalca oburzeniem; ale, pośród wybuchów gniewu, pamiętaj bodaj o tym, iż nigdy śmiałość moja nie posunęła się aż do nadziei, i że płomień mój, przepełniony szacunkiem…

KUPIDO

Jeszcze szacunek! Znów chwytają mnie wapory29.

MERKURY

Mnie też.

AMOR

Bogini, sądź sprawiedliwie. Widzisz, że przerywają mi w pełni okresu dość wyruszającego, sądzę, i nie pozbawionego godności.

CNOTA

Masz moje uznanie; mowa twoja jest skromna, nie oszałamia. Ma człowiek czas zachować statek i spokój; zdam o tobie przychylny raport.

MERKURY

Tak, to był ładny kawałek elokwencji; coś jak mówka pogrzebowa.

KUPIDO

Och, tak: ten płomieńsrogość pani; i ta śmiałość, którą ściga się gniewem, i zuchwalstwo które oburza, mimo nadziei której się nie żywi; i ta ofiara, która koronuje cały torcik: bardzo, bardzo piękne, bardzo wzruszające, ani słowa.

AMOR

do Kupidyna

Nie ciebie pytają o zdanie. Chcesz, bogini, abym ciągnął dalej?

CNOTA

Nie ma potrzeby: to wystarczy. Widzę już, do czego jesteś zdolny. Teraz ty, Kupidynie.

MERKURY

Jazda!

KUPIDO

Nie, bogini czarująca, nie zmuszaj mnie, abym ci powiedział, że cię kocham. Ty patrzysz na to jak na próbę, na egzamin; ale jesteś, doprawdy, zbyt pełna pokusy, i serce moje łatwo mogłoby się omylić. Mówię szczerą prawdę: nie od dziś działa na mnie twój urok. Znam się na wdziękach: ani na ziemi, ani w niebie, nie widzę nic, co by mogło się równać z twoimi. Ileż razy doznawałem pokusy, aby upaść do twych kolan! Cóż za rozkosz dla mnie kochać Cnotę, gdybym się mógł spodziewać wzajemności! I czemuż nie miałabyś mnie pokochać? Czym jest skłonność, jaka mnie pcha ku tobie, jeśli nic przeczuciem, że nie będziesz oporna? Czuję, że całe me serce jest twoim: czy nie przykro ci odmawiać mi swego? Urocza Cnoto, zawsze będziesz uchodzić przede mną? Spójrz na mnie! Ty mnie nie znasz: to Miłość mówi do cię u twych kolan. Wypróbuj mnie: jest ci poddana we wszystkim, chce tylko wzruszyć cię! Mówię do ciebie, ty mnie słyszysz; ale twoje oczy nie chcą mnie upewnić o tym. Jedno spojrzenie dopełniłoby mego szczęścia! Ach! Cóż za rozkosz! Nie bronisz mi go wreszcie! Droga, ubóstwiana rączko, przyjm moje uniesienia. Oto najszczęśliwsza chwila, jakiej zaznałem w życiu.

29.wapory (daw.) – atak histerii. [przypis edytorski]