Read the book: «Niespokojni», page 6

Font:

Jaki biedny

– Nie potrafisz być normalna, dobra?

– Potrafię być tylko zła… Nie mogę być inna. Nie potrafię. Tak dokładnie opisywałeś, jak lubisz kiszkę kaszaną… Wymiotować się chce.

– Ewa, zwariowałaś?

W tej chwili pożałował. Jej profil był wyrzeźbiony w kamieniu i nieuchwytny. I znajdowali się blisko gimnazjum, do którego chodziła.

– Kiedy się zobaczymy?

Nie odpowiadała.

– Ewa, znów…?

Próbował w dziecinny sposób przełamać jej milczenie.

– Proszę cię… już niech będzie…

– Co ja mam z twojego „już niech będzie”? Najpierw robisz głupstwa… „Zwariowałaś”. Tak, zwariowałam. Przecież mam mamę wariatkę.

– Ja w ten sposób nie myślałem.

– Tylko w jaki sposób?

O mało nie wpadli pod taksówkę.

– Myślałem…

W ogóle nie był zdolny do myślenia. Poczuł, że znów będzie płakał. I gimnazjum jest coraz bliżej.

Te rozmowy, urwane w środku. Jak coitus interruptus124. Męczące uczucie niedokończenia. Dla niej ta rozmowa była skończona. A nawet skończona z pointą. Ale dla niego nie. To sięgało w samo dzieciństwo, ta niemożność urwania w środku, zatrzymania się, skończenia. Choćby się miało grzęznąć coraz głębiej, choćby się wiedziało, że koniec będzie zły. Podpisując się, kładł kropkę po podpisie. Koniec czynności.

Uczynił jeszcze jedną próbę, która, wiedział o tym, mogła tylko zaszkodzić. Stanął przed nią i powiedział:

– Dalej nie pójdziesz, aż się nie wyplączemy z tej…

Widział jej twarz. Powiedziała zmęczonym głosem:

– Muszę jeszcze powtórzyć łacinę.

– Klęknę. Na ulicy.

Gdy próbował to zrobić, wyminęła go i krzyknęła:

– Nigdy!

Stał na ulicy i przechodnie mijali go, i patrzyli na niego. Miał szeroko otwarte oczy i usta. Stał i jesienne słońce świeciło na niego. Potem zawrócił pomału i poszedł w stronę parku. Siadł na ławce, zamknął oczy. Łagodny szum polewanych trawników. Ludzie z gumowymi wężami. Powiedział szeptem: – Ludzie z gumowymi wężami. Otępienie urwało się. Popatrzył na zegarek: 8.15. Do 12.45 Ewa wyjdzie ze szkoły. Może o dwunastej. Stary podział godzin znał na pamięć. Od dwóch dni był nowy. Nie wiedział. Może jakaś lekcja odpadnie. Postanowił na wszelki wypadek czekać podczas wszystkich pauz. A raczej nie na wszelki wypadek. Nie mógł odejść daleko od miejsca, w którym ona była, gdy miał tego rodzaju niedokończoną rozmowę. Szczęście, że był park, przez który ona musiała przejść. I że mógł siedzieć. Nie jadł śniadania. Nie mógł. Ostry szum maszyny do strzyżenia trawników.

Zaczepić ją podczas pauzy. Będzie udawał, że ma coś załatwić w gabinecie dyrektora. Nie mógł się tak męczyć do pierwszej. Ale dziewczęta go znają. I co powie dyrektorowi?

Że chciałby kogoś zapisać do szkoły. Jakąś małą dziewczynkę. Jest o rok spóźniona, bo chorowała. Rok urodzenia. Chciałbym się poinformować, czy można ją jeszcze zapisać. Nazwisko.

Jest jej kuzynem.

Ale co powie Ewie? Musi jej wszystko wytłumaczyć. Taki idiotyzm. Ewa będzie z koleżankami. Stoi na pauzie w żeńskim gimnazjum, mówi do Ewy i Ewa udaje, że go nie zna. Tam są Anka i Rena i one go poznają.

Co można wytłumaczyć na pauzie? Tłumaczenia, tłumaczenia i tłumaczenia. „Ja nie chcę, żebyś mi tłumaczył. Ja nie chcę nic słyszeć. Ja nie rozumiem, co do mnie mówisz. Słyszę tylko hałas. Ten hałas mnie męczy. I chce mi się pisiać. Puść mnie. Puść mnie”.

Miał wrażenie, że jest przywiązany do ogromnej, napiętej gumy, która kończy się w gimnazjum. Półhalucynacje, które były zmieszane z drzewami w parku, z bawiącymi się dziećmi, z ulicami.

Wchodzi do szkoły podczas lekcji. Korytarze są puste, kroki rezonują jakby szło dziesięciu ludzi. Wchodzi do siódmej klasy i woła: – Ewa! Profesor łaciny, którego znał, stoi przy tablicy i trzyma kredę w ręce. Ewa zbladła, widział ją, siedziała w pierwszej ławce. Wiedział, że się nigdy nie przeprosi, i poczuł ulgę. To minęło i myślał:

„Jesteś porządnie rozbity, stary. I to w ciągu kilku miesięcy. Uważam, że nie jesteś już normalny. Na przykład ten »Rocznik psychologiczny« i rozprawa Szumana125 o peyotlu126. Przecież wiesz, że nie będziesz jej czytał. A może przez to, że myślisz, że nie będziesz jej na pewno czytał, nie możesz jej czytać? Kto wie?

Żeby nie Ewa, to uważałbym, że jesteś impotent. Nie wiesz, co czytasz, i nie wiesz, co się dzieje w kinie. Ukradła ci mózg. Ale tego chyba nie myślisz na serio. Ewa jest chora na głód świata, ty jesteś chory na Ewę. Monomania plus neuroza przymusu.

Ale stawianie diagnoz nie leczy jeszcze. Ona tam w szkole musi uważać i poza tym chce uważać. Jej ta cała historia nie przeszkadza. Ani jeść, ani uczyć się. To jest jasne.

Ten moment, kiedy ona powiedziała: – To w parku nie sprawiło mi przyjemności.

Znów powraca ta mała, nudna męka. I ona jest tu zawsze, w dokładnie określonym miejscu, w dołku. Dawno zapomniana teoria Jamesa-Langego127 a miłość. Należałoby przecież odróżnić uczucia, które są wrażeniami czysto organicznymi, od nastrojów. Nastrojem będzie rodzaj miłości, który nie daje żadnych objawów somatycznych. Leczenie: atropina. Rozluźnia skurcz naczyń, zmniejsza ciśnienie. Zresztą okazało się w siedemnastym wieku, na podstawie obliczeń astrologicznych, że syfilis należy leczyć rtęcią. Teraz już się tak nie…

Idioto! Idioto! Sprać ją i pójść sobie. Zobaczyłbyś, jakby cię ona przepraszała. Tu nie jest ważne, kto ma rację. Tu nikt nie ma racji. Tu nie ma sensu przekonywać, tłumaczyć. Ona ma słuszność, gdy chce, abyś ty tak postępował, jak sobie tego nie życzy. Tylko konsekwentnie.

Ale ty się boisz ryzyka. Jesteś tchórz. Powoli, powoli, myślisz, opanujesz ją. Gówno. Płacząc i rycząc. Gówno. Ona cię przecież kocha, mówisz, mimo że się do tego nie chce przyznać. Choćby wiedziała, że umrze, to cię nie przeprosi. Ciebie już nie”.

I myślał:

„W jak małym stopniu kochamy osoby, które kochamy, w jak wielkim nasze odbicie w nich, jak w lustrze, które powraca do nas, jako cecha im przypisywana. I jak z oddaleniem się osoby, którą się kocha, oddalamy się sami od siebie, tak że powstaje pomiędzy nami a nami męczące napięcie, od którego…

Patrzcie no, jak on rozumuje w stylu Prousta128, aby tę całą historię uczynić mniej osobistą”.

I myślał:

„Jak dawno nie doznałeś objawienia zadka? Objawienia czternastolatki, jak pchnięcia nożem; czternastolatki o skórze złotej jak rybia łuska… Jak dawno już?”

I myślał:

„Czym więcej ją lubisz (dlaczego używasz wyrażenia »lubisz«, kretynie jeden?), tym ona ciebie mniej. Waga po prostu. Raz w górze, raz w dole. Ale biada temu, kto da się przeważyć. A przeważa się obojętnością. Pozorną lub prawdziwą. Obie strony licytują się w obojętności.

Tej reguły nie warto już opisywać, tak jest znana. A przecież jest ona sprzeczna z prawami biologicznymi. Zresztą gówno, czy jest sprzeczna, czy nie. Już nie mogę się tak męczyć. Kupić atropiny, bromu, tak żeby być z lekka pijanym, żeby nareszcie zelżała ta mała męka w dołku.

A jak ona wyjdzie tymczasem? Proszę cię, proszę cię…

Ty jesteś obojętny. Masz rację. Ty nie chcesz się w to mieszać. Tylko wyciągnąć jak najwięcej korzyści. Ja myślę o takim »Ty«, jak »Ono« (»Es«) Freuda. Ja nie myślę o wyciąganiu korzyści. Idealny przypadek byłby, kiedy by »Ono«, »Ja« i podświadomość były tym samym. Obrzydliwy nałóg myślenia”.

I myślał:

„Zdradzamy tych, którzy kochają.

Jak przypadkowy jest wybór obiektu miłości. Pod wielu nawarstwieniami uczuciami wtórnymi i innymi czortami, kryje się przypadkowa chwila, nastrój, który, jak kamień spadający, wywołuje lawinę-miłość, i nie można przewidzieć jej kierunku.

Miłość to jest coś w rodzaju odkręconego kranu. Jest prawie wszystko jedno, do jakiego naczynia woda się będzie lała.

Zdradzamy tych, którzy kochają. Dlaczego? Bo nas kochają. To jest powód DOSTATECZNY”.

I myślał:

„Dziecko dostaje lanie od matki i beczy. I jedynie matka, która je bije, może je pocieszyć”.

Przypomniał sobie brwi: jastrząb w powolnym locie, oczy o niebieskich białkach, które wyglądają tak, jakby pływały w parafinie, i pomyślał: „Ja kocham Ewę i koniec”.

Popatrzył na zegarek: 8.45. Pomyślał bez związku: „Początek Appassionaty – coś z groźby zwisającego orkanu”.

A Ewa kochała go tak, jak kocha się pluszowego niedźwiadka, któremu wykręca się uszy i rozpruwa brzuch, aby wiedzieć, co jest w środku – a bez którego nie może się usnąć.

Wyszła ze szkoły o jedenastej. On był już całkiem wykończony. Wyszła w towarzystwie koleżanek. Podeszła do Emila i powiedziała z uśmiechem:

– Umiałam z łaciny.

Tam, gdzie jest lawa

Ewa nie miała trzech duchowych ojców ani biblioteki. Ale było w niej co innego: przepaść, która wciągała, jak odkurzacz elektryczny, jak bagno.

Wessała Emila kompletnie i bez żadnego trudu. Nie zależało jej na tym, a jednak nie istniał już poza nią.

Nie znaczy to, by nie posiadał poglądów na swój prywatny użytek. Zawsze obecna w nim postać, stojąca na drugim planie, notowała wszystko z nieruchomą twarzą. Trzeba przyznać, że raz na zawsze nauczył się dużo i dużym kosztem.

Błądził po lekko obłąkanych zaułkach jej mózgu, nie próbując już logicznie przekonywać: był całkowicie w jej skórze.

Wycieczka w cudzy mózg i to w jaki. Ponury, pełen niespodziewanych blasków. Różne rodzaje ciemności, poprzerzynane błyskawicami.

Okresy, kiedy się leży na samym dnie. Nieważne, na jakim. Zbierają się z czterech stron świata wszystkie parszywe stany, i żłobią, żłobią, aż wreszcie jest dno: już wspólne. I wydaje się, że już nigdy nie można się będzie stamtąd wydobyć.

Słowo, powiedziane od niechcenia – i zapala się jaskrawe światło, które jest zbyt jasne, aby płonąć długo.

Poza tym małe labirynty w rodzaju:

– Emil! Słyszysz! Nie wolno ci absolutnie więcej płakać, jak ja się pogniewam.

– A jak ty się nie przeprosisz?

– To trudno. To ci też nie wolno.

– To ja nie mogę.

– Tłumaczyłam ci już sto razy… Musisz być więcej męski, aby mi się podobać. Ja nie chcę, żebyś był. Kropka.

– Kiedy ja się przy tobie rozpływam zaraz. Nie mogę być inny. Przynajmniej teraz nie. Od ósmego roku życia nie płakałem.

– To ja będę udawała, że ty nie płaczesz. Że jesteś taki, jak ja chcę.

– Jeżeli będę mógł, to ja się też będę starał. Ale co to będzie warte, jeżeli ty będziesz wiedziała, że ja udaję?

– To ja będę udawała, że o tym nie wiem. To nieważne, czy ja będę o tym wiedziała, czy nie. Tylko zachowanie…

Jej nozdrza drgały. Milczał.

– Ja tak lubię, gdy tobie zaczynają drżeć usta przed płaczem.

Albo (z oburzeniem):

– Dlaczego mi dałeś iść z tym bubkiem na plażę? Tak się zdenerwowałam i tak mi z nim było nieprzyjemnie.

– A gdyby ci było przyjemnie?

– To bym była zadowolona, że poszłam.

– Przecież sama uparłaś się, że z nim pójdziesz.

– Mimo wszystko nie trzeba mi było pozwolić.

– Mimo wszystko zrobiłabyś tak, jakbyś chciała.

– No, to bym zrobiła. Ale nie trzeba mi było pozwalać.

To były ostatnie próby logicznego przekonywania.

Była szczytem kobiecości, jej szczytem i zarazem otchłanią. Bez dna. W niej (Ewie i otchłani) gotowało się coś albo była zupełna pustka. Jedno i drugie z niesłychaną intensywnością. Jej konstrukcja życia była niezwykła i w porównaniu z nią życie Emila było jak jeden do czterech.

Układała swoje istnienie w sposób, w jaki powstają obrazy, powieści, balety, ale zupełnie nieświadomie: wyczucie aż do perwersji stylu życia. Kształtowała swoją przyszłość, która była zwinięta w niej, jak sprężyna. I z jej życia zaczynało rozwijać się dzieło sztuki.

Genialność powstaje na przecięciu się warstwy najgłębszej, paleopsychicznej, z doskonałą warstwą uobiektywniającą, wyrażającą; iskra na przecięciu się dwóch drutów. U niej te warstwy biegły równolegle, niezależnie od siebie, i ta druga nie chciała się rozwinąć. Ewa potrafiła być nadzwyczajna tylko w sobie samej. Tym się różni genialność życia od genialności twórczości.

Flaubert129 powiedział: – L'homme est rien, l'œuvre est tout130. Flaubert, człowiek o poronionym istnieniu. Tyle jest marnych żywotów ludzi o wielkim dziele.

I jeszcze jedno. Kobieta ma „pozytywną koncepcję szczęścia” (Montherlant). Dąży do szczęścia i czasem jest szczęśliwa. Jeśli nią nie jest – wie prawie zawsze, co by ją mogło uczynić szczęśliwą. A jakiż człowiek mający szansę szczęścia, będzie tworzył naukę czy sztukę? Zwłaszcza gdy jest kobietą. Niewielu chyba.

Dla kobiet nie mają istotnego znaczenia wiadomości, które wsiąkły w ich mózg: nie wpływają na treść ich życia, nie ciążą na ważnych decyzjach. W Życiu Voltaire'a Maurois131 pewna pani mówi: „Czego mu nigdy nie przebaczę, to tego, że umożliwił mi zrozumienie rzeczy, których i tak nigdy nie zrozumiem”.

Istnieje przepaść pomiędzy ich życiem a tym, co wiedzą o życiu. Poznają świat w dużej części poprzez mężczyzn. Dlatego większość kobiet, które mają mało przyjaciół, jest niemożliwie ograniczona. I dlatego dobrze robi mężczyzna, gdy jej przypina odłamki świata do uczuć.

Ewa składała się z ciemnej, wulkanicznej masy, która była siłą witalną, płynnym życiem i wdziękiem, z której tryskały nienazwane idee, bo jej technika uzewnętrzniania się nie mogła dorównać – i nie chciała – anonimowym pomysłom mózgów, zarażonych logicznością.

Zostawało tylko ciało, jako jedyny środek wyrazu.

Była zagrożona snem.

Czy sen jest czymś lekkim, lotnym, czy sen to tylko piana osobowości? Jest i tak, i wręcz odwrotnie: to jest prasposób myślenia, myślenia symbolami, obrazami, aglutynacjami132

Więc była Ewa zagrożona snem, jak wszystkie prawie kobiety.

Nie mogą się oderwać od biopodłoża. Miesiączka jest ciągłym memento vivere133. Rzadko są uczonymi albo wielkimi artystami. Nie mają zdolności organizacyjnych i dlatego nie potrafią organizować rzezi. Żyją naturalnie i – być może – lepiej od mężczyzn. Gdy tańczą albo są dobrymi aktorkami, to nie muszą wyłazić z własnej skóry: grają i tańczą w życiu. (Dlatego wśród tancerzy jest tak wielu homoseksualistów). Krótko mówiąc, żyją, robiąc niewiele poza tym.

Często używa się wyrażenia „żyje” w innym znaczeniu. Na przykład: On „żyje” z nią. Albo: Ona nie „żyje” ze swoim mężem. I słusznie. Żyć to jest prawie zawsze „żyć”. A dla mężczyzn życie jest sztuką, gdzie większość z nich zaledwie istnieje.

Żyła więc w półśnie. Między jej marzeniami a rzeczywistością nie istniała granica. Napór marzeń groził realności pęknięciem – a wiedziała, że tam dalej jest obłęd – zderzenia ze światem raniły ją.

Dzieci mają jeden świat dla dorosłych, w którym udają, że nie mówią do robaków, udają, że nie boją się muzyki i księżyca, udają, że się boją strasznych bajek i kominiarza, udają, iż wierzą w to, że powinny być umyte, grzeczne, posłuszne… Mali symulanci. I drugi świat dla siebie, realistycznie czarodziejski, najeżony kiełkującymi problemami, pełen zasadzek, widmowy i filozoficzny.

Podobnie kobiety: jeden świat dla mężczyzn, drugi dla siebie. Świat, przeznaczony dla mężczyzn, jest okrutny i „logiczny”, wystawiany na pokaz i na licytację. Ten drugi poznaje tak niewielu mężczyzn; rzadko się bowiem zdarzają kobiety równie inteligentne jak kobiece. Lasciate ogni speranza voi ch'entrate134.

Szekspir: „Jesteśmy z tej samej materii, co sny”135.

W którymkolwiek miejscu psychiki zaczniemy kopać – my, którzy wchodzimy – odkrywać coraz starsze warstwy, wdrążać się coraz głębiej, krętymi drogami, wszystkie zaprowadzą nas tu, gdzie śpi, bulgoce i przelewa się lawa. Niewzruszony świat rzeczywistości traci swój ciężar. Trwa tutaj pramniemanie, że wola i uczucie mogą zmienić bieg zdarzeń, mogą przekształcić substancję materii. Nie istnieją już tutaj przemiany fizykalne ani niemiłosierna obojętność przedmiotów, z której usiłujemy wysnuć Boga, nie istnieją już więcej słowa różne i wrogie: „ja” i „rzeczywistość”. Zostaje tylko: „Ja jestem rzeczywistością”.

Emil:

– Nosisz dzisiaj wstrętne pantofle.

Ewa, patrząc na pantofle, zupełnie serio:

– Zobaczysz, one się jeszcze zrobią ładniejsze.

Nareszcie jesteśmy.

Królestwo Niebieskie

Ewa pierwszy raz spotkała kogoś, komu mogła wszystko powiedzieć, kto nie dziwił się niczemu i komu musiała wszystko opowiadać; nawet gdyby wiedziała, że go w ten sposób może stracić. Całkowita prawda została mu przeznaczona.

On wszedł w nią całkiem i ona odczuwała go, jak psychiczny płód. On znał każdy labiryncik jej psychiki i równocześnie odkrywał coraz nowe. Ona miała takie wrażenie, jakby rzeczy opowiadane nie wychodziły poza nią, jakby opowiadała samej sobie. W ten sposób ich dialogi stawały się coraz mniej zrozumiałe dla otoczenia.

On (to było częściowo równoważnikiem jej stanowiska) zmuszał ją do poznawania wszystkich mężczyzn, którzy – jak mu się wydawało – będą ją mogli zainteresować. Ona była wściekła i zmęczona poznawaniem tylu ludzi. On mówił na to: – Chcę mieć tę świadomość, że nieprzypadkowo tylko stałem się zbiornikiem twoich zwierzeń (miał jeszcze złudzenie, że istnieje poza nią), twoim kochankiem itd.

To była odwrócona zazdrość może, i on naprawdę nie chciał, żeby ona mogła w przyszłości pomyśleć, że on był tylko z przypadku.

Pisali do siebie listy, począwszy od trzeciego miesiąca znajomości. Pisali je w domu i przynosili na spotkania, pisali je nawet czasem na spotkaniach. Czytali je najczęściej na spotkaniach, rzadziej w domu. Pisali gorączkowo, „na kolanie”, na stronach zeszytów szkolnych, na papierze woskowym od śniadań, na niemożliwych świstkach.

„K. E., cieszę się dlatego, że przychodzisz do mnie do domu, że nie jesteś zaskorupiała, normalna, porządna (przyjemny spokój, śmierć za życia), i przez to dla mnie żyjesz, a niewielu ludzi żyje dla mnie (nie chciałbym, abyś dla mnie umarła).

Męczę się dlatego, że jesteś kobietą, czyli dzieckiem, które zostało samo w domu (równocześnie nigdy, nigdy nie chciałbym, abyś przestała być tak bardzo kobietą), i wszystko, co rozumiesz, muska ci tylko mózg i dlatego wszystko, co do ciebie napisałem, płowieje i blednie tak szybko, a uczucia twoje nie odnoszą się do mnie, bo mnie wcale nie znasz, a ja uważam, że nie jestem teraz człowiekiem. Znasz mnie zdeformowanego, przez to, że cię kocham, zmiażdżonego tym, niemal spłaszczonego, jak człowiek przejechany przez walec do ubijania dróg; galaretowata, wstrętna masa. Wszystko, co robię, nie jest warte dwóch zdań, powiedzianych przedtem, jak to dawno (megaloman), jednego ruchu ręki, gdybym się go starał zrobić bardzo dobrze.

Jestem zaplątany w wielkie i mokre kłębowisko przeżyć, które – obrzydliwe i lepkie, a równocześnie wspaniałe, jako przyszły materiał i w ogóle – rozrosły się we mnie i sprawiają mi mękę i rozkosz wiecznego głodu. Rozwinęło się we mnie, dzięki tobie, takie małe, zepsute, zgangrenowane ziarnko niepokoju; znalazło dobry klimat.

Pokazuję ci ciągle moje słabe i bezbronne strony. Czy wreszcie nauczysz się w nie – nie uderzać? Nie prowadź ze mną gry, bo wiesz, że wygrasz. Powiedziałaś: – Dlatego mnie lubisz, bo jestem zła. Czy to ma być próba obrony, tak na wszelki wypadek, automatyczna, nieświadoma, przed ciosami, które nie nastąpią?

Wreszcie chciałbym ci pokazać moją najsilniejszą stronę: wątpię, czy ktoś potrafi cię tak właściwie ocenić, tak dokładnie, tak rozmaicie.

e.”

„nie chcę cię oszczędzać – to jest twoja wina – nie chcę żebyś mnie tak kochał – tak źle – nie mogę cię też oszczędzać – to jest może »obrona przed uderzeniami, które nie nastąpią« – a może nie, nie wiem, całowałam się przyjemnie z Witkiem – używając języka, też – ja leżałam, on siedział nade mną z tyłu – nie nauczę się nigdy nie uderzać i nie chcę – musiałbyś dla mnie nic nie znaczyć – jak powietrze – dla mnie mało znaczą listy – znaczy tylko zachowanie się – tym można wszystko zrobić – a ty? – ja chcę wyjechać – nie wyobrażam sobie na razie jak bym się obeszła bez ciebie – nie wiem jak to jest połączone ze śmiercią – ale na razie – odjechać gdzieś daleko – jak nie to się puszczę albo zabiję, albo nie wiem co – tutaj umrę zginę „śmierć za życia” – jestem zła, że tej historii ze mną chcesz użyć literacko – tam będę rozłożona i nie sobą – chciałabym, aby mnie jakiś dobry malarz malował nago – ale na razie lubię cię i całuję —

Ewa”

„…jestem bezradny, dlatego że przy pomocy słów nic nie mogę zmienić, nic wytłumaczyć (znów »tłumaczyć«) i jestem po prostu zatkany jak zlew. Nie mogę ci obiecać, że ten list będzie ostatni, ale gdybym mógł, obiecałbym. Piszę listy, dlatego że to jest mój naturalny sposób wyrażania się, ale piszę je też, bo w twojej obecności zapominam wszystko, co chciałem powiedzieć. Jak tylko pomyślę, że masz przyjść.

Proszę cię, proszę, przerwij ty pierwsza ten stan napięcia, który się między nami wytworzył, jednostronnego napięcia (mam wrażenie, że jesteś taka ryba, która nosi samca w swoich wnętrznościach), bo on mnie niesłychanie męczy. Nie uderzaj, żebym mógł oprzytomnieć trochę, żebym nie musiał się tak niesłychanie upokarzać, żebym uzyskał trochę pewności siebie itd. Rozumiesz.

e.”

„Nie, to nie ma sensu i poza tym nie mogę obiecać. Dlatego nie ma sensu, że ty tę pewność siebie uzyskasz w takim razie przy mojej pomocy, będę cię nadmuchiwać jak balon, wypcham cię sobą i po dwóch tygodniach będziesz jeszcze bardziej sflaczały niż teraz. Ja chcę, abyś ty to sam uzyskał niezależnie ode mnie

Ewa

Jak śmiesz twierdzić, że ja uderzam? Ty robisz głupstwa, z których ja się wycofuję”.

„Uderzasz pasywnie – przez lukę w zachowaniu.

e.”

„Jak cię nie kocham, to co mogę zrobić? Powtarzać sobie codziennie przed snem – jak ty mi opowiadałeś »ja kocham e.«”.

„Nie męcz mnie”.

„Mój chłopcze, mama obiecała mi dzisiaj, że pojadę sama na wakacje. Tak się cieszę. Pojadę sama, samiuteńka w góry i cieszę się na wszystko, co może mi ułatwić zbieg okoliczności, przypadek.

Ewa”

Gdy było u nich spokojniej, to znaczy, gdy Ewa była po prostu w dobrym humorze, rozmawiali przyjaźnie, chodzili naumyślnie oglądać meble, tak jakby byli małżeństwem (zawracali głowy kupcom, ale ona mu w tym czasie wybrała nowy tapczan), cieszyli się, jak się komedia udała. Wybierali małe dziewczynki do przesyłania sobie wiadomości, córki dozorców, małe kuzynki Ewy; zwłaszcza jedna była urocza: ogromne niebieskie oczy, długie, jak na jedenastoletnią dziewczynkę, włosy. Była człowiekiem najbardziej godnym zaufania, przynajmniej Emil najbardziej jej wierzył, była wcieleniem dyskrecji, udawała zawsze, że nie rozumie, jaką wiadomość powtarza lub jaki list oddaje.

Emil uczył ją grać na fortepianie, bo była muzykalna. Jej spokojny, obojętny głos mówił: – De, przepraszam, że rękę źle trzymam.

Poza tym posyłali do siebie Józię, młodą pokojówkę Emila. (Emil wchodził do pokoiku Józi, klękał półżartobliwie i prosił: – Proooszę cię, idź do Ewy).

Całowali się w bramach, chodzili po deszczu w gumowych płaszczach, wchodzili do bram i całowali się. Sprawiało im przyjemność ryzyko, że zostaną zobaczeni.

Poszli pewnego razu o godz. 12.30 w nocy do podejrzanego parku – meliny i tylko dzięki swojej nieświadomej bezczelności Emil uniknął pchnięcia nożem, a Ewa gruntownego wymacania. Zresztą kto wie… o ile chodzi o Ewę… (Weszli do bardzo ciemnego parku. Z daleka zabłysła latarka prosto w oczy i zgasła. Potem podszedł jakiś typ w dżokejce136: – Państwo tu względem czego? – Względem niczego. Szepty zapełniły mały park. Potem wszystko ucichło).

Gdy jeszcze było ciepło, czasem przychodziła naga pod płaszczem. Patrzyła, jakie to na nim robi wrażenie. On pytał:

– Jak szłaś tak przez miasto, dziewczynko?

Ona milczała, rozpinała płaszcz.

Lubiła chodzić do kina. Po filmie, który jej się podobał, mówiła jak dawniej: – Proszę cię, uważaj, żeby mnie auto nie przejechało. Ja jestem jeszcze tam. Nie wiem, co się dzieje.

On zauważył, że ona ma często w palcach skurcz naczyń. Wtedy robiły się niebieskie. „Może Bürger137?” – myślał, i pytał z niepokojem:

– Dawno to masz?

– Jak mnie męczysz – mam to. Gdy jestem bardzo zdenerwowana.

Gdy pisiała, a on przypadkowo mógł usłyszeć, na przykład w zapadłej uliczce, w nocy w polu, wyła, krzyczała przeciągle, aby to zagłuszyć. Ale poza tym nie była wstydliwa. Wstydziła się jeszcze, gdy spała, to znaczy, nie chciała być widziana śpiącą. O ile chodzi o Emila – nie wstydziła się niczego więcej; ani mówić, ani czynić.

Miała zmysł orientacyjny i wyczucie miejsc nieznanych. Ilekroć włóczyli się po wertepach, po uliczkach portowych, a ona go wyciągała nieznanym przejściem, on ją pytał: – Byłaś tu już? – Nie, ale… ja to miejsce znałam. Miała zmysł odwrotny do ptaków: wracała do miejsca, którego nie widziała nigdy.

Czasem opowiadał jej, jak i co myśli o świecie. (Ona mu nie opowiadała nigdy). Słuchała zazwyczaj uważnie, z pasją powagi.

– Na początku jest zdanie: wszystko jest możliwe i wszystko jest prawdziwe. Gdy będę się plątał albo mówił rzeczy sprzeczne – to nic nie szkodzi: zbliżam się tylko do neutralnej prawdy. Gdy będę mówił rzeczy jednostronne, zbyt logiczne – to znaczy, że albo jestem zbyt „przekonany”, albo zbliżam się do ciebie.

Bóg. Jego przecież trzeba załatwić. Prawda? Biedny Bóg. „Człowiek dbający o czystość, nie weźmie już do ust słowa »Bóg«. Przylgnął do niego zły oddech dwóch tysiącleci”. To powiedział Nietzsche138 i to wystarczy. Pewien mądry człowiek o chrystianizmie: „Stal można złamać, guma jest niezwalczona”. Ale. Pewnego talmudystę spytano, jak można uchwycić Boga? „Wszędzie, ale nie tam, gdzie się Go szuka, i tylko wtedy, gdy się Go nie nazywa, i tylko wtedy, gdy się w Niego nie wierzy”.

Widzę, że cię to nudzi, ale przedtem… Dobre to były czasy, kiedy się można było pogniewać na swojego boga, wyrzucić go na śmietnik, obrać sobie innego. W ten sposób zmieniano swoje „ja”. Ludzie stanowczo nie umieją się posługiwać swoimi bogami. Zaraz przejdziemy do spraw ludzkich.

Goethe139 jest zdania, że chrześcijańskie słowo „Bóg” jest tylko inną odmianą słowa „ja”. Ja myślę, że nie tylko chrześcijańskie.

Dalej. Być na granicy normalności. (Skinęła głową). Ludzie normalni są rzadko interesujący. Ten punkt nie potrzebuje uzasadnienia. (Zaśmiała się). Ale na granicy normalności… Tacy ludzie czują obecność podobnych sobie od pierwszego wejrzenia, jak pederaści, jak psy, czy ja wiem, jak jeszcze co. Nie tylko to. Na granicach normalności, na krańcach siebie, człowiek jest nareszcie normalny, bo człowiek „normalny” jest stworzeniem rozpadłym w sobie, przytłumionym, żyjącym tylko cząstką życia.

Nie szkodzi, że niejasno mówię? Ty chwytasz to i tak nie rozumem, tylko czymś tam.

Miłość. Będę mówił o sobie. Ty jesteś Narcyzem140, ja też. Kocham cię dlatego najprawdopodobniej, bo cierpię z powodu utraconego narcyzmu. Ty mnie do tego zmusiłaś.

Ja jestem sentymentalny. Mężczyźni są w ogóle sentymentalni. Ogół kobiet, jeśli chodzi o miłość, jest przerażająco niesentymentalny. Bo dla nich to jest kwestia życia, a jeśli chodzi o życie – to stąpa się po trupach. Tak jest. Dlatego ty, kobieta do głębi, nie jesteś sentymentalna. Ja mam inne rzeczy: naukę, pisanie. Kobiety postępują tak albo inaczej z miłości do mężczyzn, nigdy z miłości do rzeczy.

Zaraz. Od czegośmy zaczęli? Od tego, dlaczego cię kocham. Nie kocham właściwie ciebie, tylko swoją miłość wraz z jej potwornie rozwiniętymi mackami, jak pnące się wino, jak rak, bo nie jest odgraniczona od zdrowych części, wraz z jej przerzutami… tak kończąc z miłością do ciebie, musiałbym… Właściwie tego nie warto mówić. Ale czy ja wciąż nie usiłuję udowodnić sobie, że nie kocham ciebie, lecz to, z czym ty jesteś luźno związana?

– Jaki stajesz się pewien i stanowczy w swych sądach, skoro tylko rozmowa nabierze intelektualnego charakteru. Jaki zręczny… A jaki niezgrabny, gdy nabierze innego. Wtedy jesteś naprawdę galareta, meduza na piasku. Mam wrażenie, którego nie chcę mieć, że jesteś stworzeniem, któremu daję się trochę pobawić w znanym dla niego żywiole i które strącam potem bez trudności i wciągam je w mój żywioł, w którym się porusza jak mucha w syropie. Ja chcę czuć pewien opór, pewną walkę. Nie chcę, żebyś aportował jak pies. Nie chcę, żebyś dawał się strącać. Chcę wymiany: ty wciągany przeze mnie, ja przez ciebie.

– Myślę, że to będzie możliwe, gdy przestanę cię kochać. Nie wyobrażam sobie tego inaczej.

– No, to baw się dalej, baw się pojęciami, jak kulkami. (Przed trzema dniami wytłumaczył jej, co to jest pojęcie).

Oboje milczeli, a potem on wyprostował swój psychiczny grzbiet.

– Nie mogę się dalej bawić. Nie chcę.

– Czy przyszło ci to kiedyś do głowy, że moglibyśmy się wcale nie spotkać? Ja bym dłużej pozostała w tej mętnej mgle…

– Niech żyje rajfurstwo, pośrednictwo do nierządu i tak dalej. Chcesz, żebym mówił dalej? (Potaknięcie).

– Rzeczy nieprzyjemne. Największą męką wszystkich ludzi – czy sobie zdają z tego sprawę, czy nie – jest to, że nasze przeżycia nie wpływają ani trochę na bieg rzeczy. Największe cierpienie nie potrafi usunąć jego przyczyny, nie potrafi nawet podnieść ani pyłka kurzu. W ten sposób powstała religia: że potem, że w niebie, że w nagrodę za…

Źródłem wszelkiego zła jest świadomość. Z chwilą, gdy świadomość rozdarła naturę, wszystko wywraca się do góry nogami, wszystko przestaje być naturalne. Świadomość, wbita w życie, jak nóż w pień drzewa, o którym Rousseau141 pisze do Voltaire'a142: gdyby nóż wyjęto, toby krew trysnęła…

Świadomość zrodziła tremę, w szerokim pojęciu, trema zrodziła choroby nerwowe, choroby nerwowe zrodziły… Abraham zrodził Izaaka, Izaak zrodził Jakuba, to jest podobne.

Gdy obserwujemy bicie serca, to bicie to ulega zaburzeniom. Impotent dlatego nie może, ponieważ boi się, że nie będzie mógł. Pianista dlatego nie może grać, bo zdaje sobie sprawę, że może nie móc. Ja sam, pamiętam, posądzałem o złośliwość Pana Boga. Gdy ojciec dał mi do zrozumienia, że mama jest w ciąży, prosiłem o siostrę, bo chciałem mieć brata. Idącemu na egzamin życzy się: „złam kark”, bo chce się, żeby mu poszło jak najlepiej. Uciekającego najczęściej goni się. Kto się boi, jest bity. Czy myślisz, że lunatyk potrafiłby chodzić po rynnie, gdyby zdawał sobie sprawę, że chodzi po rynnie? „Wszystko przepadło” – myśli się często na głos, aby oszukać nieznane siły, aby okazało się, że jest jeszcze nadzieja. Cudowna celowość natury… Wszystko pokrzywione, miliony błędnych kół nerwowych u każdego z ludzi. Tysiące turbin nerwowych, gdy ktoś już jest chory. I moja miłość do ciebie wplątana w to także.

Chcieć i nie móc albo nie chcieć i musieć, albo jedno i drugie. Czy ty myślisz, że między „chcieć” a „nie chcieć” jest jakaś różnica? Żadnej. Jedyny demon: świadome chcenie.

Zauważyłaś, że najlepiej wykonujemy rzeczy, o których wykonywaniu nie myślimy? Dzięki brakowi świadomości zwierzęta osiągają taką zręczność. Jednym słowem: świadomość rodzi cierpienie.

124.coitus interruptus (łac.) – stosunek przerywany. [przypis edytorski]
125.Szuman – tu zapewne Karl Moritz Schumann (1851–1904), niemiecki botanik, autor licznych prac o kaktusach i innych sukulentach, redaktor miesięcznika botanicznego poświęconego tym roślinom. [przypis edytorski]
126.peyotl a. pejotl – kaktus z pustyń Meksyku i południa USA zawierający psychodeliczną substancję, meskalinę; także nazwa ekstraktu z tej rośliny. [przypis edytorski]
127.teoria Jamesa-Langego – najwcześniejsza z teorii wyjaśniających mechanizm powstawania emocji, opracowana w XIX w. niezależnie przez Williama Jamesa i Carla Langego. Wg niej w odpowiedzi na zewnętrzny bodziec (np. zauważenie kogoś lub czegoś) w ciele danej osoby zachodzą zmiany somatyczne (np. przyspieszone bicie serca), które następnie są interpretowane przez tę osobę jako określona emocja. [przypis edytorski]
128.Proust, Marcel (1871–1922) – francuski pisarz, autor cyklu W poszukiwaniu straconego czasu, arcydzieła powieści psychologicznej. [przypis edytorski]
129.Flaubert, Gustave (1821–1880) – powieściopisarz francuski, wybitny przedstawiciel realizmu. [przypis edytorski]
130.L'homme est rien, l'œuvre est tout (fr.) – Człowiek jest niczym, dzieło jest wszystkim. [przypis edytorski]
131.Maurois, André, właśc. Émile Salomon Wilhelm Herzog (1885–1967) – pisarz francuski, autor wielu biografii sławnych pisarzy i polityków. [przypis edytorski]
132.aglutynacja (z łac. agglutinare: sklejać, spajać) – skupianie się i zlepianie się komórek rozproszonych w płynnym środowisku. [przypis edytorski]
133.memento vivere (łac.) – pamiętaj o życiu. [przypis edytorski]
134.Lasciate ogni speranza voi ch'entrate (wł.) – Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie (napis na bramie piekieł według Boskiej komedii Dantego). [przypis edytorski]
135.Jesteśmy z tej samej materii, co sny – Szekspir, Burza (akt IV, scena 1). [przypis edytorski]
136.dżokejka – rodzaj sztywnej czapki, zwykle używanej do jazdy konnej. [przypis edytorski]
137.Bürger – tu: choroba Bürgera (zakrzepowo-zarostowe zapalenie naczyń); występująca w niej postępująca niedrożność żył i tętnic kończyn może powodować martwicę, wymagającą amputacji. [przypis edytorski]
138.Nietzsche, Friedrich Wilhelm (1844–1900) – niemiecki filozof i filolog klasyczny, koncentrował się na afirmacji życia, krytykował chrześcijaństwo. [przypis edytorski]
139.Goethe, Johann Wolfgang von (1749–1832) – jeden z najwybitniejszych autorów niemieckich, poeta, dramaturg, prozaik, uczony i polityk, gł. reprezentant nurtu „burzy i naporu”, przedstawiciel klasycyzmu weimarskiego. [przypis edytorski]
140.Narcyz (mit. gr.) – urodziwy młodzieniec, który wzgardził uczuciem nimfy Echo, za co bogini Afrodyta wzbudziła w nim miłość do jego własnego obrazu odbitego w wodzie; stąd narcyzm: stan skoncentrowania na sobie i zakochania się w samym sobie, występujący we wczesnym dzieciństwie, u dorosłych będący zaburzeniem. [przypis edytorski]
141.Rousseau, Jean Jacques (1712–1778) – francuski pisarz oraz filozof; postulował powrót do natury, odrzucał zdobycze cywilizacji. [przypis edytorski]
142.Voltaire, pol. Wolter, właśc. François-Marie Arouet (1694–1778) – francuski filozof, publicysta i wolnomyśliciel epoki oświecenia. [przypis edytorski]