Free

Z jednego gniazda

Text
Mark as finished
Font:Smaller АаLarger Aa

W kilka dni później była niedziela i pogoda. Dziewczynka wstała z łóżka i usiadła przy otwartem oknie na krzesełku przy ciepłych promieniach słońca, a jasne jej oczy z radością i pieszczotą patrzyły na białe, śliczne kwiatki grochu.

Na koniec wstała z krzesła, oparła się o ramę okna i całowała, kwiaty i listeczki ukochanej roślinki. Była wtedy bardzo szczęśliwa.

– Bóg ją tu dla nas posiał – rzekła matka. – Chciał nam dać poznać, że o nas pamięta. – I uśmiechnęła się także do kwiatka.

A co się stało z innomi groszkami?

Jeden upadł na dach, i gołąb go połknął; jeden upadł na ścieżkę i został zdeptany, potem kury go zjadły; jeden potoczył się w krzaki, ciepło mu tam było pod suchemi liśćmi i wilgotno, więc namókł i wypuścił kiełek, żeby rosnąć – tymczasem śnieg spadł i zmarniał biedaczek od chłodu. Ostatni wpadł do wody, napił się jej bardzo wiele i był niezmiernie dumny ze swojej wielkości, aż w końcu pękł.

Żadne ziarnko się nie zmarnowało, gdyż nic się nie marnuje na tym świecie, każde przyniosło komuś choć mały pożytek, lecz groszek na poddaszu był zwiastunem szczęścia.