Free

Damy

Text
Mark as finished
Font:Smaller АаLarger Aa

Wydobył z kieszeni papier i podał go dyrektorowi. Pod świadectwem, napisany kancelaryjnym stylem i charakterem, był podpis gubernatora. Ze wszystkiego widać było, że gubernator podpisał, nie czytając, byle pozbyć się jakiejś natrętnej damy.

– Nie ma co, podporządkowuję się… słucham… – powiedział dyrektor, przeczytawszy świadectwo i westchnął. – Niech pan złoży jutro podanie – nie ma co…

Gdy Połzuchin odszedł, dyrektor poddał się całkowicie uczuciu.

– Wstrętna kanalia! – syczał, biegając z kąta w kąt. – A jednak dopiął swego, nędzny fagas, bawidamek! gadzina! Bydlę!

Dyrektor splunął głośno w kierunku drzwi, za którymi znikł Połzuchin, lecz zmieszał się nagle, gdyż do gabinetu jego wchodziła właśnie żona dyrektora izby skarbowej.

– Ja tylko na chwilkę, na chwileczkę… – zaczęła dama. – Siadajcie, kumie, i słuchajcie mnie uważnie… Otóż mówią, że u was wakuje posada. Dziś albo jutro będzie u was młody człowiek, niejaki Połzuchin…

Dama szczebiotała, dyrektor zaś spoglądał na nią mętnymi, osłupiałymi oczyma, jak człowiek bliski omdlenia, i uśmiechał się dla przyzwoitości.

A następnego dnia, przyjmując w kancelarii Wremienskiego, dyrektor długo nie mógł się zdobyć na to, by mu powiedzieć prawdę. Mieszał się, nie wiedział od czego zacząć, co powiedzieć. Chciał wytłumaczyć się przed nauczycielem, wyznać mu całą prawdę, ale język mu się plątał jak pijanemu, uszy płonęły i owładnęło nim nagle uczucie wstydu, upokorzenia, że zmuszony jest wobec podwładnego w własnej kancelarii grać taką głupią rolę. Uderzył nagle pięścią w stół, zerwał się i krzyknął z gniewem: