– Tak, tak – pokiwał smutno głową naczelnik, spoglądając na tor przez zamarznięte szyby.
W tej chwili zagrał aparat na drugim końcu stołu. Żadurski skrzywił się i z niechęcią zaczął odczytywać wysnuwający się z bloku pasek papieru.
Nagle zmarszczył się:
– Hm – szepnął z odcieniem niepokoju – mieliżbyśmy przed sobą to, na co tak długo czekamy?
Bytomski zerwał się na równe nogi.
– Co kolega mówisz?! Alarmują?! Kto?! Co?! Skąd? Pokaż pan!
– Dyrekcja z Podwyża – odpowiedział Żadurski, nagle dziwnie uspokojony – widocznie nic nie wiedzą o dwugodzinnym spóźnieniu nr. 25.
Naczelnik niemal niegrzecznie odsunął go od aparatu i sam pochylił się nad taśmą. Telegram brzmiał:
„Puścić nr 25 wyjątkowo na boczny tor! Tor główny pozostawić wolny na przyjęcie nadzwyczajnego expressu, który ma się skrzyżować z nr. 25 w Trenczynie o godz. 5.30. Gdyby nr 25 przyszedł pierwszy, zatrzymać go na bocznym torze aż do przybycia nadzwyczajnego! Sytuacja wyjątkowa! Baczność!”
Bytomski ze szczególnym uśmiechem podniósł głowę od stołu i spojrzał na zegar.
Była 5.15.
– To niby owo skrzyżowanie ma tu nastąpić za 15 minut? – zapytał z ironią w głosie asystenta.
– Niby tak, panie naczelniku. Cała ta jednak depesza wygląda dla nas przynajmniej na bezprzedmiotową wobec wiadomości otrzymanej przed 15 minutami z Krotoszyna. Osobowy nr 25 spóźniony o 2 godziny i nie nadejdzie tutaj przed godz. 7.15.
– Oczywiście. Niepotrzebnie się o nas niepokoją. Swoją drogą, co za fantazja puszczać w taki psi czas pociągi nadzwyczajne!
– Pewnie znów jakaś misja polityczna lub „salonka” dla wygody któregoś z tych panów z góry.
– Hm, być może. W każdym razie mamy przed sobą typowy fałszywy alarm.
– Pan naczelnik nie każe zatem połączyć linii wjazdowej od strony Krotoszyna z bocznym torem?
– Niby po co? Czy dlatego, by puścić nań stosownie do życzeń panów z Podwyża osobowy nr 25 i „oczyścić” w ten sposób tor główny na przyjęcie dostojnego gościa? Ani mi się śni.
– Cóż to nam jednak szkodzi, panie naczelniku? – podtrzymywał nieśmiało propozycję Żadurski. – Proste przerzucenie zwrotnicy i na tym koniec.
Bytomski popatrzył z wyrzutem na asystenta:
– Więc i ty, Brutusie, przeciw mnie?! I pan stajesz po stronie tych niedowiarków? Wszakże sam przed chwilą uznałeś kolega tę głupią depeszę za „bezprzedmiotową”? Nie nam grozi w tej chwili niebezpieczeństwo!
– No tak, tak – bąkał czerwieniąc się Żadurski – oczywiście, pan naczelnik ma rację – chciałem tak na wszelki wypadek… Taka drobnostka… przestawienie zwrotnicy…
– Nie, panie kolego! W tym właśnie wypadku – to nie drobnostka; tu chodzi o zasadę, rozumie pan? Po zestawieniu obu depesz z dwóch stron sobie wprost przeciwnych doszliśmy do wniosku, że zaalarmowano Trenczyn bezpodstawnie, innymi słowy, że alarm jest fałszywy. Jaki stąd wniosek?
– Że w rzeczywistości grozi niebezpieczeństwo karambolu trzeciej stacji od Trenczyna na lewo lub prawo – wyrecytował odpowiedź asystent jak uczniak dobrze wyuczoną lekcję.
– Doskonale. A zatem do dzieła! Trzeba natychmiast ostrzec stację w Polesiu i Gańczarach. Ja biorę na siebie Kaczmarskiego, kolega porozumiesz się telegraficznie z Węborskim, który zresztą zapewne już słyszał o nieproszonym gościu, bo depesza wysłana z Podwyża musiała przejść przez jego stację. Proszę puścić na druty to, co ja równocześnie będę mówił przez telefon.
Żadurski w milczeniu stanął przy stole z ręką na przyrządzie Morsego.
– Halo! – zabrzmiał po chwili głos naczelnika. – Mówi Trenczyn – Bytomski. Otrzymaliśmy przed chwilą fałszywy alarm. Zalecam więc zdwojoną czujność. Oczyścić tor główny na wszelki wypadek! Należy spodziewać się nadejścia nadzwyczajnego – express z Podwyża!!
Tu przerwał i odwrócił się do asystenta:
– Dość. To, co dotąd powiedziałem, Gańczarom wystarczy. Proszę zamknąć depeszę.
Żadurski posłusznie odstąpił od aparatu.
– Halo! – kończył przestrogę w stronę Polesia Bytomski. – Gdyby przypadkiem licho nadniosło wcześniej na waszą stację spóźniony nr 25, puścić go na wszelki wypadek na tor boczny! Grozi wam poważne niebezpieczeństwo! Ostrzegam w czas. Baczność, kolego!!
Zawiesił słuchawkę z powrotem i zerknął zadowolony na kolegę.
– No, panie Żadurski – kampania rozpoczęta, role rozdane. Zobaczymy, kto kogo weźmie. Dam ja ci fałszywy alarm! – pogroził pięścią w stronę niewidzialnego wroga.
Spojrzał ponownie na zegar stacyjny.
– 5.25 – odczytał z namysłem. – Pozostaje nam 5 minut do skrzyżowania – cha, cha, cha! Chyba do pokrzyżowania łajdackich szyków!…
Zaczęły bić sygnały na wjazd.
Żadurski wybiegł z biura ruchu. Naczelnik pokiwał za nim głową z politowaniem.
– Poszedł sprawdzić, skąd.
Po chwili asystent wrócił widocznie uspokojony.
– Z Podwyża – objaśniał z ulgą w głosie. – Za parę minut będziemy mieli tego nadzwyczajnego gościa.
– Niepotrzebnie się kolega wyrwałeś na peron – odpowiedział kwaśno Bytomski – skąd by też inąd mogły nadejść, jeśli nie z lewej? Od Krotoszyna przecież w tej chwili nie spodziewamy się żadnego pociągu, a spóźniony maruder spod nr. 25 przywlecze się może dopiero o pół do ósmej. Skrzyżują się zdrowo i szczęśliwie gdzieś na innej stacji.
Z oddali nadleciał donośny gwizd expressu.
– Jeden z nas musi wyjść na peron na spotkanie dostojnej osoby – zadrwił naczelnik. – Może mnie kolega wyręczy w tej niemiłej roli. Proszę – oto czapka służbowa.